Leżałam w objęciach Jezusa. Umiłowany moj Jezus tulił mnie do SERCA i patrzył we mnie płonący cały miłością. Cały był mój i cały był dla mnie! Wyciągnęłam rękę i delikatnie zaczęłam dłonią dotykać policzek Jezusa i głaskalam go z czułością…
“Kochany mój Jezu… Kochany mój…” – szeptałam z mocą i uwielbieniem.
Patrzyłam w oczy Jezusowi głęboko… Zaczęłam szeptać:
“Wiesz mój Jezu… Ostatnio tak rozmyślałam… Gdy patrzę na swoje życie. W przeszłość, wstecz… To im dalej spoglądam to widzę coraz większą szarość. Nie tyle ciemność, ale szarość. A im bliżej teraźniejszości tym jest coraz jaśniej, jaśniej i jaśniej… A teraz mogę powiedzieć, że żyję w świetle. W Światłości wielkiej! Ty Nią jesteś! Ty jesteś Światłem mojego życia!
I wiesz… tak sobie myślę, że każde wydarzenie w moim życiu nawet najmniejsze było po coś. I jeszcze, że cierpienia, zależy od tego w jaki sposób się je przyjmuje, mogą prowadzić do złego jak i do dobrego. Bo jeśli cierpienie przyjmuje się jako karę od Ciebie, jako zło to automatycznie się od Ciebie oddala. A Ty przyszedłeś na świat nie po to by zbierać zaszczyty i chwały, ale, żeby cierpieć. I jeśli się swoje cierpienia przyjmuje jako możliwość zbliżenia się do Ciebie, jako możliwość pogłębienia relacji z Tobą, złączenia swoich cierpień z Twoimi to może wyniknąć z tego coś bardzo dobrego. Błogosławionego! Choć cierpienie samo w sobie jest złe.”
Jezus patrzył we mnie z zachwytem!
“Pięknie powiedziane, Monisiu! Bardzo pięknie! – wyszeptał Jezus z cudnym uśmiechem – I masz rację. Każde wydarzenie w twoim życiu, nawet te pełne cierpienia było po coś. Sprawiło, że teraz jesteś taka, a nie inna”.
Przypomniałam sobie najbardziej bolesne, traumatyczne wydarzenie…
“To też?!”
“Tak, kochana Moja. To też!”
Uśmiechnęłam się do Jezusa nieśmiało.
“Kiedyś bardzo bolało mnie serce gdy je sobie przypominałam. Teraz gdy sobie je przypominam, widzę najpierw Ciebie. Twoje cierpiące Oblicze. I już mnie serce nie boli!”
Mój maleńki Piękniś patrzył we mnie płonący cały! Rozpromieniony Miłością! Światło biło od Niego wielkie! Ogromne!
“Powiedziałaś o swej przeszłości i teraźniejszości, Monisiu. A co widzisz w przyszłości?” – spytał Jezus łagodnie.
Uśmiechnęłam się do Jezusa od ucha do ucha!
“Ciebie widzę, mój Jezu! Ty jesteś moją Przyszłością, kochany! Tylko u Ciebie nie ma przeszłości, ani przyszłości. Tylko Teraz. Wieczne Teraz! Dziwne to, ale piękne! Ale nie rozumiem tego, mój Jezu kochany…”
Spojrzałam w oczy Jezusowi… Uśmiechał się do mnie… Jego spojrzenie przenikało mnie na wskroś… Mówiło, że kiedyś zrozumiem… Wszystko! Wpatrywałam się z zachwytem w mojego Jezusa! W Światłość mojego życia…