Jezus trzymał mnie w objęciach. Nakarmił mnie Swoim Ciałem. Patrzył we mnie płonący cały miłością i zachwytem wielkim!
„Wiem, Monisiu, że uradowałaś, uszczęśliwiłaś kogoś w te Święta!” – wyszeptał z ogniem.
Zaskoczył mnie, że o tym chce rozmawiać! Święta już minęły. A ja nie bardzo chciałam o tym mówić. Ale skoro On chce… Ok!
„Tak!” – potwierdziłam nieśmiało.
„A w jaki sposób ucieszyłaś?”
„Dałam obraz!”
„Obdarowałaś kogoś swoim obrazem?! Pięknie!”
„Dałam dwa, do wyboru, dwie 'Madonny z Dzieciątkiem. I pani wybrała jedną z nich.”
„A jak zareagowała na prezent od ciebie?!” – dopytywał Jezus tak jakby nie wiedział.
„Zdziwiła się baaaaaardzo! I baaaaaardzo ucieszyła! Popłakała się z radości… Powiedziała, że myślała, że nic ją już nie spotka, a tu coś takiego! Obcałowała mnie i dziękowała bardzo!”
Patrzyłam w mojego Jezusa z nieśmiałą radością i szczęściem wielkim!
Jezus zbliżył Swoją twarz do mojej twarzy i patrzył we mnie głęboko…
„To Mnie tak bardzo uradowałaś i uszczęśliwiłaś, Monisiu kochana!
„Wiem. Ale wolałabym, żeby to było ukryte!”
„Nie czytałaś? 'Nie ma nic ukrytego co by na jaw nie wyszło’?” – spytał Jezus z cudnym uśmiechem.
„Czytałam! Bo Ty lubisz się wygadać! Gaduła jesteś, kochany!” – zaśmiałam się perliscie.
„O tym nie można milczeć, maleńka Moja!” – wyszeptał Jezus rozpromieniony cały.
Miesiąc: grudzień 2021
PROROKINI ANNA
„Przyszedłszy w tej właśnie chwili, sławiła Boga i mówiła o Nim wszystkim, którzy oczekiwali wyzwolenia Jeruzalem.”
Prorokini Anna. Z zapisu św. Łukasza możemy wnioskować, że nie miała łatwego życia. Po kilku latach małżeństwa umarł jej mąż. Została wdową. Kobietą ubogą i na marginesie społeczeństwa. Anna nie poddała się jednak rozpaczy, bólowi po stracie męża. Nie poddała się się smutkowi i narzekaniu, zgorzknieniu. Poddała się Bogu! Oddała się Mu! Podporządkowała Jemu całe swoje życie. W Łukaszowej Ewangelii ukazana jest już jako staruszka. Staruszka, która całe dnie i noce spędza w Świątyni na modlitwie. Nie je, nie pije, nie śpi. Modli się! Błaga, przeprasza, dziękuje. Uwielbia! Żyje w świetle Bożego Oblicza. W Jego Miłości, radości i szczęściu. A Bóg błogosławi Annę i obdarowuje ją niezwykłą łaską. Darem prorokowania. Mówi o Nim! Ogłasza zbawienie wszystkim, którzy Go oczekują. W Ewangelii nie jest napisane, czy prorokini Anna widzi jak Miriam i Józef przynoszą Dzieciątko Jezus do Świątyni. Nie jest napisane, czy widzi Tego, o których prorokuje. Ale może nie musi, nie potrzebuje Go widzieć! Może żyje w tak wielkiej zażyłości i bliskości z Jezusem, że nie potrzebuje Go widzieć. Może już dawno widzi, nosi Go w swoim sercu? Może pieści Go, adoruje, uwielbia…
Prorokini Anna. Staruszka o uśmiechniętym sercu. Staruszka o sercu dziecka. Uśmiecha się dzisiaj do nas z góry!
ROZKOSZ SAMA…
Jezus nakarmił mnie Swoim Ciałem i tulił do SERCA Swego. I znów znalazłam się w moim sercu! I w objęciach trzymałam Dzieciątko! Nowonarodzone Dzieciątko Jezus! Uśmiechało się do mnie cudownie! I ja uśmiechałam się do Niego radośnie! Uszczęśliwiona i uradowana cała! Na sercu było mi ciepło i błogo…
„Jak mogę Ci usłużyć, Maleńki mój?” – spytałam z miłością.
„Pocałuj Mnie, Monisiu!” – szepnęło SERCE Najdroższe.
Aż podskoczyłam z radości! Wydawać by się mogło, że służba jest czymś trudnym, wymagającym jakiegoś wysiłku. Tymczasem to czysta radość i szczęście! Rozkosz sama! Pochyliłam się i ucałowałam stópki, rączki i oba policzki.
„Tak mogę Ci służyć do końca życia! I całą wieczność, kochany!” – szepnęłam z mocą.
„Rodzice służyli Mi czułością. Pasterze zadziwieniem. Mędrcy zachwytem. A Herod… sama wiesz, maleńka Moja…”
„Wiem!”-szepnęłam ze smutkiem i bólem.
Znów zaczęłam całować Maleńkiego… On uśmiechał się do mnie przepięknie. A na sercu moim było mi miękko, ciepło i błogo…
ŻYCIE W BOŻEJ ŚWIATŁOŚCI
„Bóg jest światłością, a nie ma w Nim żadnej ciemności.“
Dzisiaj święto św. Młodzianków, niemowląt zamordowanych w Betlejem i okolicy na rozkaz króla Heroda. Herod tak bardzo obawiał się nowonarodzonego Króla żydowskiego, że kazał wymordować wszystkich chłopców w wieku do dwóch lat.
W jak wielkiej trzeba żyć ciemności, żeby obawiać się bezbronnego dziecka! W jak wielkiej duchowej ciemności trzeba być, aby bać się Mesjasza! Żeby traktować Go jak rywala, przeciwnika, wroga! Herod szedł do władzy po trupach. Wymordował całą rodzinę! Był chciwy władzy. Chciwość jest zawsze głodna, nienasycona, nienażarta. Pragnie więcej i więcej. Nie cofnie się przed niczym. Nawet przed morderstwem! Taka chciwość przeradza się w żądzę, a żądza w obsesję! Taka ciemność jest iście szatańska. Człowiek owładnięty taką ciemnością już nie wie co robi. Jak ślepy prze po omacku. Po trupach do celu.
A Bóg jest światłością. I nie ma w Nim żadnej ciemności! Ani odrobiny, ani okruszka, ani pyłku. Tylko światłość! Tak jasna, że ciemność jej nie ogarnie. Nie ma do niej dostępu. Mędrcy choć poganie, odkryli Światłość szli do Niej. Pokłonili się Jej i Nią zachwycili. Król Herod uciekał przed Nią. W swej obsesji od Niej uciekał, a jednocześnie chciał zabić!
Strzeżmy się takiej ciemności!! Wyrzeknijmy się ciemności grzechu, pychy i kłamstwa. A żyjmy w Bożej Światłości! W Jego łasce i Miłości! Idźmy za Nią, a będziemy mieć światło Życia. Teraz i w wieczności!
W ZACHWYCENIU!
Gdy patrzę na nowonarodzone Dzieciątko Jezus leżące w żłobie ogarnia mnie zdumienie nad pokorą Boga! Zadziwienie i zachwyt jednocześnie. Rozczulenie i onieśmielenie… Przedwieczne Słowo staje się Niemowlęciem. Nie może wypowiedzieć słowa… Nie umie mówić. Potężny, Wszechmocny i Wszechmogący staje się maleńki, bezbronny i bezradny. Oddaje się w ręce ludzi. Wydaje się im! Od urodzenia! Zdany na ich łaskę i niełaskę… Ludzie mogą zrobić z Nim wszystko. Ja mogę zrobić z Nim wszystko! Mogę dotykać Dziecię. Mogę Je objąć, wziąć na ręce, przytulić. Mogę spojrzeć Mu w oczy, mogę się do Niego uśmiechnąć. Mogę Je pocałować! Pieścić… Mogę poczuć Jego oddech. Bicie SERCA… Odległy, daleki, nieznany Bóg, staje się Bogiem bliskim. Emmanuelem! Bogiem z nami.
Choć Święta już minęły, ja wciąż trwam w zachwyceniu nad cudem Bożego Narodzenia!
WOLA OJCA
Trzymałam w ramionach Dzieciątko… Uśmiechałam się do Niego radośnie! I Ono uśmiechało się do mnie… Cudownie! Patrzyłam w Jego duże oczka, patrzyłam. I się zapatrzyłam… Stawałam się coraz mniejsza i mniejsza… Nagle spostrzegłam ze zdumieniem, że to ja leżę w objęciach Dzieciątka! Było mi dobrze, miękko na sercu i błogo. Rozmyślałam…
„«Czemu Mnie szukaliście? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?» Byłeś dla Swoich ziemskich Rodziców oczkiem w głowie. Byłeś Ich Synkiem umiłowanym. Byłeś dla Nich najważniejszy! Gdy byłeś maleńki, Miriam tuliła Cię do Serca, pieściła. Karmiła, przewijała. Troszczyła się o Ciebie. Józef tak samo. Gdy miałeś 12-lat, nie byłeś jeszcze dorosły. Według Prawa chłopiec staje się dorosłym w wieku 13 lat. Podczas uroczystości bar micwy chłopcy wzywani są po raz pierwszy do odczytania fragmentu Tory oraz wygłoszenia do niej własnego komentarza. Od tej pory młody człowiek może czytać i komentować Pismo. Może dyskutować na jego temat z innymi. Gdy się 'zgubiłeś’ w Jeruzalem byłeś jeszcze dzieckiem. Rodzice po ludzku się o Ciebie martwili. I gdy odnajdują Cię w Świątyni jerozolimskiej, wśród uczonych i słyszą taką Twoją odpowiedź, nie wiedzą co myśleć. Nie rozumieją Twojej odpowiedzi, a tym samym nie rozumieją Ciebie. Wydaje się, że Miriam powinna wiedzieć, że jesteś kimś niezwykłym. Że jesteś Synem Bożym. Przecież poczęła Cię w cudowny sposób. Na własne oczy widziała spełniające się proroctwa. Teraz wygląda jakby o tym wszystkim zapomniała. Ty pokazujesz Rodzicom, że nie przyszedłeś tylko do Nich, ale do całej ludzkości. Że nie jesteś Ich własnością. Mówisz, że Świątynia należy do Twego Ojca Niebieskiego, a tym samym do Ciebie. To Twoje miejsce. Ale przede wszystkim dajesz Rodzicom do zrozumienia, że najważniejsza jest dla Ciebie Wola Ojca. Przyszedłeś na świat, aby pełnić Jego Wolę. Pełnić i wypełnić, do końca. Wola Ojca jest Twoim pokarmem. Twoim życiem… A jaka jest ta Wola? Aby całą ludzkość przyprowadzić z powrotem do Domu. Synom marnotrawnych przywrócić godność dzieci Bożych! Wlać do serc ludzi pewność, że są umiłowanymi dziećmi. Przybranymi braćmi i siostrami Jezusa. Jakie to piękne!”
DZIĘKI!
Jezus patrzył we mnie z lubością i zachwytem wielkim… Patrzyłam w mojego ślicznego Jezusa rozpromieniona cała!
„Spojrz, Monisiu! To twoje serce!” – wyszeptał Jezus z ogniem.
I zobaczyłam serce moje… A w nim Dzieciątko! Nowonarodzone Dzieciątko… Wypełniało całe moje serce! Dzieciątko uśmiechało się do mnie cudownie i patrzyło we mnie wielkimi pięknymi oczkami… Byłam szczęśliwa ogromnie! Radość, pokój i błogość zalewały mi serce… Objęłam Dziecię z miłością. A ono przytuliło się do mnie… wtuliło się całkowicie! I ja się w Nie wtuliłam. A moje serce szeptało:
„Dzięki za Twoje Wcielenie!
Dzięki za Twe Narodzenie!
Dzięki za Twe uniżenie!
Za Miłość i bliskość dzięki!
Jezu Malusieńki!”
WIELKA MIŁOŚĆ!
Jezus nakarmił mnie Swoim Ciałem i tulił do SERCA Swego. Leżałam w Jego objęciach i rozmyślałam…
„Wielka Miłość nie potrzebuje być w centrum, aby się narodzić. Wystarczy Jej ubocze, obrzeże, peryferia miasta. Wielka Miłość nie potrzebuje zgiełku, hałasu, aby przyjść do ludzi. Wystarczy Jej prostota i cichość szopki. Wielka Miłość nie chce wygód, nie jest wybredna. Wystarczy Jej twardy, zimny żłób dla zwierząt. Wielka Miłość pragnie tylko jednego. Ciebie! Pragnie twej miłości, twego serca. Twej bliskości… Może jesteś teraz na obrzeżach, na peryferiach Kościoła. Może jest w tobie hałas, zgiełk nieuporządkowanych przywiązań. Może twoje serce jest twarde i zimne jak żłób betlejemski. Wielkiej Miłości to nie przeszkadza! Wystarczy tylko, że uchylisz Jej drzwi swego serca i zaprosisz do środka. Wielka Miłość ogrzeje, rozpali, rozświetli, uciszy twe serce! Zaprowadzi cię z powrotem na łono Kościoła. I znów będziesz mógł wzrastać, dojrzewać i wydawać owoce! Znów będziesz żył w blasku, w świetle Wielkiej Miłości! Maleńka Wielka Miłość…”
WIELKIE RZECZY!
Jezus nakarmił mnie Swoim Ciałem i tulił do SERCA Swego. Patrzył we mnie płonący cały miłością i zachwytem… Ja patrzyłam w mojego Ślicznego jak urzeczona…
„Wielkie rzeczy mi uczyniłeś, kochany mój Jezu! Wielkie rzeczy!!! Mi uczyniłeś! Wciąż czynisz!!!”-szepnęłam z mocą.
Uśmiechnęłam się do Jezusa od ucha do ucha! Bo uświadomiłam sobie, że powtarzam słowa, które wyśpiewała Miriam! I mogę Jej słowa przyjąć jako moje! Jako moje własne! Ostatnio odkryłam ze zdumieniem, że Magnificat umiem na pamięć, choć nigdy się go świadomie się nie uczyłam. Samo weszło mi w serce… I mogę powiedzieć, że Magnificat, pieśń uwielbienia jest też moim uwielbieniem.
Tak… Wielkie rzeczy czyni mi Wszechmocny! Święte jest Jego Imię!
I usłyszałam szept mego serca:
„Bóg pokornym daje łaskę. W sercach pokornych i cichych znajduje upodobanie. W nich czyni wielkie rzeczy! W sercach szczerych, czystych i prostych. W sercach ludzi kochających Boga. Dla których On i Jego wola jest najważniejsza! Ważniejsza niż życie! Ich też wywyższa, tak jak wywyższył Miriam, pokorną służebnicę. Która uwierzyła Bogu na Słowo. I to Słowo się w Niej poczęło i narodziło. Słowo stało się Ciałem. Najpierw dla Miriam. W Miriam. A potem dla wszystkich, którzy przyjmą Słowo do serca. Którzy będą Nim żyć. Słowo pragnie stawać się Ciałem. W nas. I czynić wielkie rzeczy. W nas. I przez nas!”
Jezus patrzył we mnie głęboko…
„Czynię ci wielkie rzeczy, bo Mi na to pozwalasz, Monisiu kochana!” – wyszeptał z ogniem.
Patrzyłam w mojego ślicznego, słodkiego Jezusa jak w Obrazek…
CUD!
Jezus nakarmił mnie Swoim Ciałem i patrzył we mnie z lubością… Patrzyłam w mojego ślicznego Jezusa zakochana i zachwycona cała! Dotykałam dłonią Jego policzek i głaskalam go z czułością…
„Jak można Ciebie nie chcieć, kochany?! Jak można za Tobą nie tęsknić! Jak można Ciebie nie pragnąć! Jak można?!”
Umiłowany rozpromienił się bardzo nade mną. A ja głaszcząc Jego policzek, rozmyślałam:
„Adwent powoli dobiega końca. Jak go spędziliśmy? Na radosnym oczekiwaniu i modlitwie, czy na gorączkowych zakupach? Gdzie go spędziliśmy? W kościele, czy też może w galeriach handlowych? Pytam, bowiem w jaki sposób spędziliśmy Adwent, tak spędzimy Święta. Co dla nas jest najważniejsze w Świętach? Gwiazdka? Choinka? Prezenty? A gdyby tego wszystkiego, całej tej otoczki nie było? Gdyby było tylko Dzieciątko?! Tylko Ono! Aż Ono! Bo przecież to Ono, nowonarodzone Dzieciątko Jezus jest Sensem, Istotą Świąt! To Jego narodziny świętujemy! Gdyby było tylko Ono? Czy też byśmy się cieszyli? W oryginale Ewangelii św Łukasza jest napisane, że Jan Chrzciciel zatańczył z radości w łonie Elżbiety, że Chrystus go nawiedził. Zatańczył z radości! Może nam dzisiaj brakuje tej czystej radości Jana. Może brakuje zadziwienia, zdumienia pastuszków. Może brakuje zachwytu mędrców. Nie szukajmy magii Świąt! Odkryjmy na nowo cud Bożego Narodzenia!”
NAKARMI…
Jezus nakarmił mnie Swoim Ciałem i tulił do SERCA z czułością… Zaczęłam rozmyślać:
„Betlejem – Bet Lechem to znaczy 'dom chleba’. Narodziłeś się, dobry jak chleb, aby zaspokoić wszystkie nasze głody…”
I zobaczyłam obraz… W żłobie, na sianku leżący opłatek…
Patrzyłam na ten obraz i rozmyślałam dalej…
„Taaak… Przyszedł cicho, pokornie, niewidocznie… Jakby nie chciał przeszkadzać Swoją Osobą. Maleńki, delikatny i kruchy. W żłobie dla zwierząt… Aby Go dostrzec i wejść w Tajemnicę początku Zbawienia trzeba pochylić się, uklęknąć, zamilknąć. Trzeba Go najpierw dostrzec, rozpoznać w Dzieciątku. Trzeba przyjść ze swymi głodami. Trzeba Mu otworzyć drzwi domów i serc. A On nakarmi… Głodnych miłości nakarmi Swoją Miłością. Głodnych nadziei nakarmi Nadzieją. Głodnych szczęścia, nakarmi Swym szczęściem. Głodnych bliskości i akceptacji nasyci Swoją bliskością i akceptacją. Podniesie na duchu, ukoi bóle… W tym roku jak zawsze przychodzi do wszystkich. Przychodzi cicho i niezauważenie. Nie wszyscy zechcą przyjąć Dziecię. Zamkną przed Nim domy i serca. Ale wielu drzwi otworzy, wejdzie w Tajemnicę. Pochyli się, uklęknie… A Ono nakarmi. Dzieciątko maleńkie i kruche. Delikatne. I dobre jak chleb. Jak biały opłatek… Sprawi, że nasze serce stanie się domem Chleba.”
JAN
„Jan Chrzciciel. Ostatni prorok Starego Przymierza. Działa na przełomie dziejów. Łączy Stare z Nowym. Gwałtownik zdobywający gorliwością, żarliwością i zapałem Królestwo Niebieskie. Jest otwarty na Boga. Od poczęcia. Pozwala się Bogu napełnić Duchem Świętym, ukształtować, powołać. Jest gwałtownikiem, ale jednocześnie jest bardzo pokorny. Mówi o sobie, że jest “głosem”. Głos nie ma własnej treści, sam w sobie jest pusty. Potrzeba, aby ktoś wypełnił go dźwiękiem, słowami. Tym kimś jest dla Jana Bóg. Jan zwiastuje nadejście Mesjasza: 'nawracające się! Bliskie jest Królestwo Boże! Prostujcie ścieżki dla Pana!’ Chrzci ludzi nad Jordanen: 'Ja was chrzczę wodą. Lecz idzie mocniejszy ode mnie, któremu nie jestem godzien rozwiązać rzemyka u sandałów. On chrzcić was będzie Duchem Świętym i ogniem!” Zanurzy was w Swojej Męce, śmierci i Zmartwychwstaniu… Ja was chrzczę wodą. Gdy widzi Chrystusa od razu wskazuje na Niego. Sam usuwa się w cień. Uwięziony przez Heroda zostaje zabity za głoszenie prawdy. Przyjaciel Oblubieńca. Tylko i aż. Daje pierwszeństwo Oblubieńcowi. Sam usuwa się w cień. Głos milknie. Powiedział to co miał powiedzieć. I milczy. Gwałtownik Boży. Piękny człowiek!”
Jezus nakarmił mnie Swoim Ciałem i patrzył we mnie z lubością…
BÓG – CZŁOWIEK
„Jezus w łonie Miriam był u Siebie. Było Mu tam dobrze. Jak w Niebie! Otulała Go miłość Mamy. Jej Serce biło przy Jego maleńkim SERDUSZKU. Czuł się chciany, kochany i bezpieczny. Bóg – Człowiek w dziewiczym łonie Matki…
Jezu? A czy Ty od razu, od początku wiedziałeś, że jesteś Bogiem, Synem Bożym? Bo niektórzy uczeni twierdzą, że nie wiedziałeś. Że musiałeś do tego dojrzeć, odkrywać, poznawać własną tożsamość. Ja nie wiem… Nie znam się na teologii. Ale wydaje mi się, że Ty od początku, od poczęcia wiedziałeś, że jesteś Bogiem! Dlaczego miałbyś odkrywać tę prawdę? Bóg Ojciec Cię, Swego Syna posłał. Byłeś Bogiem zanim świat powstał! Dlaczego miałbyś to odkrywać? Odkrywałeś, objawiałeś swoje Bóstwo innym ludziom. Na przykład św Elżbiecie, która natchniona Duchem Świętym, zawołała radośnie na widok Miriam: 'A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie?!’ A święty Jan skacze z radości i szczęścia gdy słyszy pozdrowienie Miriam. Ty nie musiałeś szukać, odkrywać Swojej tożsamości! Ty od początku wiedziałeś, że jesteś Bogiem! Bóg – Człowiek… Bóg w ciele człowieka?! Nie! To byłaby jakaś hybryda, mityczny heros. Nie jesteś mitycznym herosem! Jesteś prawdziwym Bogiem i prawdziwym człowiekiem. Człowiekiem idealnym, doskonałym, pięknym… Jak w Raju Adam przed grzechem pierworodnym. Jesteś nowym Adamem. I jeśli już mogłeś coś odkrywać, poznawać to własne człowieczeństwo. Ty, nieskończony, niczym nieograniczony Bóg, nagle stajesz przed skończonością i ograniczonością człowieczą. Choć wszystko wiesz i znasz, własne człowieczeństwo odkrywasz, doświadczasz jakby na nowo. Na przykład miłość Mamy, Jej bliskość, dotyk… Odkrywasz jako Człowiek, bo jako Bóg znasz od początku. Nie wiem… Tak myślę. To jest wielka tajemnica. Ja wobec niej jestem zbyt maleńka…”
Jezus spojrzał mi w oczy z miłością. Uśmiechał się tajemniczo…
„Wysławiam Cię, kochany TATO, że te tajemnice objawiałeś maleńkim!” – wyszeptał z ogniem i żarliwością.
Tańczylismy bardzo w intymności i bliskości bez granic! Mój Jezus i ja…
MESJASZ
„Przyszedł do Swojej własności, a swoi Go nie przyjęli.” Naród Wybrany oczekiwał Mesjasza. Czekał na Niego stulecia! Wieki! A gdy Mesjasz przyszedł żydzi Go nie przyjęli. Odrzucili. Dlaczego? Bo myśleli, że przyjdzie w wielkiej chwale, może w ogniu, że będzie miał z Sobą ogromną armię. Spodziewali się, że wyzwoli ich naród spod okupacji Rzymu. Że uwolni z niewoli rzymskiej, położy wrogów pod ich stopy. Że Sam usiądzie na tronie i będzie ich królem, władcą. Tymczasem Mesjasz przychodzi 'cichy i pokorny Sercem’. Mówi o miłości, miłosierdziu, o tym, by kochać nieprzyjaciół. Przebacza grzechy, uzdrawia, jada z celnikami i cudzolożnicami. W końcu umiera. Ukrzyżowany niczym złoczyńca! Nie takiego Mesjasza chcieli żydzi. Oni pragnęli Mesjasza, który wybawi ich od wrogów zewnętrznych. On przyszedł zbawić nas od potężniejszego, straszniejszego wroga niż wróg zewnętrzny! Od wroga, który trawi, niszczy, zabija nasze wnętrza. Nasze serca. Od grzechu! Przyszedł by przytulić nas do SERCA. 'By ludzkość przytulić do łona i podać z Krzyża grzesznikom zbawcze, skrwawione ramiona’. Czy przyjmę takiego Mesjasza?”
Jezus patrzył we mnie płonący cały miłością!
„Już Go przyjęłaś, Monisiu! Twój Mesjasz przyszedł do serca twego, trzyma cię w Swych ramionach, tuli do SERCA!”
„Tak! Tak mój kochany Jezu!” – szepnęłam z mocą.
Jezus nakarmił mnie Swoim Ciałem. Trzymał mnie w objęciach, zanurzał w Miłości i czynił z Sobą jedno.
W GÓRĘ!
Jezus nakarmił mnie Swoim Ciałem i tulił do SERCA. Leżałam w Jego objęciach szczęśliwa cala! Rozmyślałam…
„Miłość tak jak i ufność opiera się na wzajemności. Nie może być jednostronna. Na przykład ja kogoś kocham i ufam mu, a ten ktoś mnie nie kocha, ani mi nie ufa. Na czymś takim nie może powstać prawdziwa relacja, zażyłość. Miriam kocha Boga i ufa Mu we wszystkim. I Bóg kocha Miriam i Jej ufa. Ufa Jej do tego stopnia, że daje Jej Swe dziecko, Syna w opiekę! Dziecko poczyna się w łonie Miriam i od tej chwili jest Matką Bożą. Cała koncentruje się na Synu. Serce i życie Mu oddaje! Zaraz po Zwiastowaniu niesie Go Elżbiecie. Biegnie do cioci Eli, aby jej pomagać, służyć. Idzie w góry. Pod górę. Odtąd całe życie jej wiedzie pod górę. Ku Bogu. Wspina się pod górę Golgoty. Staje pod krzyżem Syna. Miecz boleści przeszywa Jej Serce. Ale Miriam nie zatrzymuje się na Krzyżu. Idzie dalej do Góry. Do Nieba! Nasze życie ku Bogu to wspinaczka w górę. W miłości i ufnoscią do Boga i pewnością, że On nas kocha i ufa mam bezgranicznie. Życie ku Bogu to wytrwałe kroczenie w górę, nie zatrzymywanie się na naszych Golgotach, krzyżach. To niesienie Chrystusa innym. Życie to wspinaczka w Górę. Do Nieba!”
Jezus uśmiechał się do mnie cudownie. Patrzył we mnie płonący cały miłością i zachwytem. Jak w obrazek patrzył we mnie…
CAŁA W BOGU
Jezus nakarmił mnie Swoim Ciałem i tulił do SERCA Swego. Leżałam w Jego w Jego objęciach tańcząca bardzo… Rozmyślałam:
„Miriam była błogosławiona czyli szczęśliwa! Cała była na TAK dla Boga. Cała wsłuchana w Jego Słowo i wypełniająca Je. Jej całe życie było jednym wielkim Tak. Wypowiedziała je przy zwiastowaniu. I całe życie je wypełnieniała. Szczególnym potwierdzeniem Jej TAK było trwanie przy Krzyżu Jezusa. Patrzyła na skatowanego, umęczonego, umierającego Synkeczka… Niema w bólu. A Jej Serce powtarzało słowa wypowiedziane przed laty do Anioła Gabriela: 'Oto Ja służebnica Pańska, niech Mi się stanie według słowa twego… Niech Mi się stanie!’ Bóg wywyższył małą Miriam za Jej uniżenie i pokorę. Dał Jej całą ludzkość za dzieci. Dał Jej Swój Kościół w opiekę. I wziął do Nieba z ciałem i duszą! I jest błogosławiona na całą wieczność! Szczęśliwa! Miedzy niewiastami! Cała skierowana na Boga i ku Bogu. Cała w Bogu!”
Uśmiechnęłam się do Jezusa od ucha do ucha!
A On wyszeptał z czułością niezwykłą:
„Odpocznij teraz maleńka Moja! Odpocznij we Mnie!”
Odpoczywałam w umiłowanym moim…
DZIECKO BOŻE
„A Ty czekasz na mnie, mój Jezu?” – spytałam umiłowanego.
„Taaak! Czekam na ciebie, Monisiu kochana!” – wyszeptał Jezus z ogniem.
Ale to, że powiedział mi nie wystarczyło!
„A pokaż mi jak na mnie czekasz, kochany! Pokaż! Pokaż mi! Proszę!” – szepnęłam z mocą. Wyciągnęłam do Niego ręce jak dziecko wyciąga rączki do TATY! Jezus uśmiechnął się do mnie z tkliwością…
I zobaczyłam… Dzieciątko leżące w żłobie i płaczące wniebogłosy! Rozżalone całe… Zaczęłam Je pocieszać, szeptać do Niego z czułością… Nic nie pomagało! Dziecko płakało rozpaczliwie… Bez ceregieli wyjęłam Je z żłobu, wzięłam w objęcia, w ramiona i przytuliłam Je mooocno do siebie. Do serca! Dzieciątko natychmiast przestało płakać! Natychmiast! I uśmiechało się do mnie cudownie! A ja serce miałam szczęśliwe, radosne… Błogość je wypełniała! I usłyszałam głos umiłowanego mojego:
„Tak jak czekałem, abyś Mnie wzięła w objęcia, tak samo też czekam na ciebie, Monisiu! Stałem się Człowiekiem, Dzieckiem, żeby ci przypomnbieć o twoim dziecięctwie Bożym! Czekam na ciebie, dziecię Moje!”
Słuchałam z rozdziawioną gębusią! Niby o tym już wiedziałam, ale teraz odkrywałam to wszystko jakby na nowo!
„Stałeś się Dzieckiem człowieka, żeby mi przypomnieć , że jestem dzieckiem Boga! Że jestem dzieckiem Bożym! Niesamowite!!! Niesamowite…”
Jezus uśmiechnął się do mnie promiennie! Nakarmił mnie Swoim Ciałem i tulił do SERCA Swego. A ja patrzyłam w Niego z uwielbieniem i zachwytem…
W RAMIONA MIŁOŚCI!
Jezus nakarmił mnie Swoim Ciałem i tulił do SERCA Swego. Patrzył we mnie płonący cały!
„A ty Monisiu czekasz na Mnie?” – spytał z cudnym uśmiechem.
„Jasne! Oczywiście, że czekam, kochany! Nie mogę się doczekać Ciebie, Jezu mój kochany!” – szepnęłam z mocą.
„Masz tyle rzeczy, tyle talentów, tyle spraw…” – wyszeptał Jezus.
Przerwałam mojemu ślicznemu gwałtownie!
„Żadna rzecz, żaden talent, żadna sprawa nie jest ważniejsza od Ciebie! Ty jesteś najważniejszy!!!”
Patrzyłam w mojego Jezusa z ogniem. Z miłością i uwielbieniem patrzyłam. Szeptałam dalej:
„Niedawno od jakiegoś księdza usłyszalam pytanie: 'gdyby Jezus przyszedł dzisiaj to co byś miała jeszcze do zrobienia?’ chodziło mu o to czy nie chcemy kogoś przeprosić, czegoś naprawić, może pójść do spowiedzi. 'Co bym zrobiła? Nic. Odłożyła bym to co bym akurat robiła i rzuciłabym się w ramiona Miłości! W Twoje ramiona, mój Jezu!”
Jezus patrzył we mnie płonący cały miłością i zachwytem! I ja patrzyłam w mojego Jezusa! Zapatrzyliśmy się w siebie nawzajem!
„A Ja rzuciłbym się w ramiona Mojej maleńkiej!” – wyszeptał Jezus rozpromieniony cały Miłością. Zrobiło mi się miękko na sercu…
STOI I KOŁACZE…
Umiłowany mój Jezus nakarmił mnie Swoim Ciałem. Tańczylismy bardzo, bardzo… Całą noc. Rozmyślałam…
„Miriam cała była Adwentem. Była czuwaniem. Oczekiwaniem. Cała była tęsknotą… Pragnieniem! Cała była wypełniona Bogiem. Miłością… Miłość przepełniała małą Miriam. Niosła Miłość – Jezusa wszędzie tam gdzie szła. Niosła Go do Elżbiety, niosła do Betlejem, i uciekając do Egiptu. I dzisiaj niesie Jezusa. Niesie Go do naszych serc. Czy otworzymy Mu i przyjmiemy z radością jak Elżbieta? Czy zamkniemy przed Nim drzwi serc jak mieszkańcy Betlejem? A może przerazimy się Jego narodzeniem jak Herod i całe Jeruzalem? Współcześni władcy chcą jak Herod pozbyć się Dzieciątka. Chcą wymazać Jego narodziny, wyrzucić szopkę z przestrzeni publicznej. Chcą obchodzić „gwiazdkę”, lub po prostu „imprezę zimową”. Mówią o „magii Świąt”,ale ani słowem nie zająkną się jakie to są Święta. A w tym tkwi sedno. To Święta Bożego Narodzenia! Bożego Narodzenia! Bez Niego rozmywa się, zanika sens świętowania. Tak podcina się naszą tożsamość, jak korzenie z których wyrośliśmy. A drzewo z podciętymi korzeniami usycha… Zanika. Ginie. A Jezus przychodzi do nas po to, aby dać nam życie! Życie w obfitości. Stoi u drzwi naszych serc i kołacze. Stuka, puka. Nieustannie ma nadzieję, że Mu otworzymy. Wierzy w nas. Ufa, że wpuścimy Go do naszych serc, do naszego życia. A On, Jego Miłość rozświetli, rozjaśni ciemności naszych smutnych serc. Wypełni Sobą – Miłością, szczęściem i radością nasze życie. Jak wypełnił życie Miriam i Józefa.”
POKORA BOGA
Leżałam w objęciach Jezusa tańcząca bardzo. Rozmyślałam…
„I Ty uwielbiasz ciszę, mój Jezu… Jesteś Ciszą. Przychodzisz w ciszy do mego serca. I rozmawiasz ze mną. Szeptem… Mówisz tak cichutko, a jednak Cię słyszę. Dotykasz delikatnie serce moje, muskasz je. A ono tańczy ze szczęścia! Uwielbiasz ciszę… W ciszy przyszedłeś na świat. Nie w blaskach fleszy i fajerwerków, ale w ciszy żłóbka. Nie powitały Cię orkiestry, ani peany na Twoją cześć. Powitał Cię czuły uśmiech Miriam i Józefa. Ich dotyk i przytulenie. Powitało Cię rżenie osiołka, muczenie wołu i beczenie owiec. Nie wybrałeś sobie pięknego, wygodnego loża z baldachimem. Wybrałeś prosty, twardy żłób dla zwierząt i ostre, kłujące siano. Jak bardzo się upokorzyłeś się, mój Jezu… Jak bardzo!”
Jezus patrzył we mnie płonący cały miłością… Zbliżył Swą twarz do mojej twarzy i wyszeptał z ogniem:
„Dla ciebie, Monisiu kochana! Dla ciebie!”
Patrzyłam w mojego Jezusa z uwielbieniem. Nie mogłam znaleźć słów, które wyraziłyby moją wdzięczność… Trwaliśmy w pełnej miłości ciszy. Mój śliczny Jezus i ja…
JÓZEF ZASŁUCHANY W SŁOWO
Jezus nakarmił mnie Swoim Ciałem i tulił do SERCA. Tańczylismy bardzo w intymności i bliskości bez granic. Nasze serca rozmawiały:
„Jezu mój, a Ty do Józefa zwracałeś się 'tato’, prawda?”
„Oczywiście, Monisiu kochana! Jasne, że tato. Abba, tatusiu!”
Uśmiechnęłam się do Jezusa od ucha do ucha!
„Józef był dla Mnie jak ojciec. Kochał Mnie jak ojciec kocha syna. Chronił Mnie, strzegł. Opiekował się Mną. Uczył rzemiosła. I bawił się ze Mną jak ojciec z synem!”- na twarzy umiłowanego mojego pojawił się cudny uśmiech.
„A… odzywał się do Ciebie i Miriam, prawda?”
„Oczywiście! A dlaczego pytasz, maleńka Moja?”
„Bo w Ewangeliach nie ma ani jednego jego słowa!”
Jezus już zaczynał mówić, ale ja szybko szepnęłam:
„Pozwól mi powiedzieć co o tym myślę, kochany!”
„No, słucham, Monisiu. Co o tym myślisz?” – spytał Jezus uśmiechając się do mnie promiennie.
„Myślę, że Ewangelie chcą pokazać, że Józef był przeźroczysty. Nie zasłaniał sobą ani Ciebie, ani Miriam! Był jakby Cieniem zawsze stojącym na straży! Nie mówił, tylko słuchał. Słuchał Boga i zawsze robił to co ON mu kazał. Mało mówił, ale dużo robił. I słuchał… Józef zasłuchany w Słowo Boga!”
Jezus patrzył we mnie płonący cały!
„Myślisz to co Ja chciałem powiedzieć, najmilsza Moja!” – wyszeptał z lubością.
Tańczylismy bardzo, zjednoczeni w Miłości! Mój Jezus i ja…
JAK ON!
Jezus nakarmił mnie Swoim Ciałem i tulił do SERCA. Leżałam w Jego objęciach tańcząca bardzo, bardzo… Bez sił prawie. Leżałam, a moje serce szeptało:
„Wiesz mój Jezu kochany? Jako Patronkę bierzmowania wybrałam sobie świętą Elżbietę. Miałam 14. Jakoś ona przypadła mi do serca! Podbiła je! Gdy ktoś pytał kogo wybralam, mowilam: Elżbietę.
-Jak królowa angielska! – mówili.
– Jak matka Jana Chrzciciela! – prostowałam z dumą.
Wtedy, gdy ją wybrałam, nie wiedziałam, że będę do niej podobna. Teraz to widzę! Ona była w podeszłym wieku. Po ludzku nie mogła już mieć dziecka. Może rodzina, sąsiedzi i znajomi uważali ją za przeklętą przez Boga. A tu nagle tak wielkie Jego błogosławieństwo! Ja też po ludzku nie mogę mieć dziecka. Ale mam! I to ile Dzieci!”
Przerwałam rozmyślanie i uśmiechnęłam się do mojego ślicznego Jezusa od ucha do ucha!
„Można powiedzieć, że jestem jeszcze 'lepsza’ od Elżbiety! – szepnęłam żartobliwie – Ona miała jednego syna, który mówił ludziom o Tobie. Ja mam ich wielu!”
Znów urwałam. I po chwili dodałam:
„Dzieciaków jak mrówków!
Jezus zaczął się śmiać! Śmiał się głośno, radośnie! Perliscie! Szczęśliwy cały! Ja się nie śmiałam. Patrzyłam w mojego Jezusa z miłością i uwielbieniem…
„To dobrze! Baaaaaardzo dobrze! Moje kochane Dzieci…” – szeptało moje serce.
Jezus umilkł. Zbliżył Swą twarz do mojej twarzy i patrzył we mnie głęboko. Rozpromieniony wiele…
„Jesteś cała dla Dzieci, Monisiu! Rozdajesz siebie… jak JA!” – wyszeptał ogniście.
Patrzyliśmy w siebie nawzajem głęboko. Zjednoczeni w tańcu i Miłości. Mój umiłowany Jezus i ja.
W CISZY…
Jezus nakarmił mnie Swoim Ciałem i tulił do SERCA Swego. Uśmiechnął się do mnie cudownie i zapytał:
„I jak? Dzieciakom podobał się twój wierszyk?”
Ucieszyłam się, że umiłowany mój o to pyta i ożywiłam bardzo!
„Taaak! Baaardzo! Synek powiedział, że cudny! Że chwyta za Serce i serce! A Córeczka, która wczoraj odnawiała śluby czystości, ubóstwa i posłuszeństwa ucieszyła się bardzo i dziękowała!”
„Umieścić go tutaj, proszę!” – wyszeptał Jezus z lubością.
„Dobrze!”
„Moje Dziecię kochane,
Przez Pana Boga mi dane!
Strzegę, błogosławię Ciebie,
Modlę się w Twojej potrzebie.
Oddaję dla Ciebie życie,
Cierpiąc i tańcząc obficie.
Abyśmy kiedyś w Niebie
Mogli stać obok siebie!
Byśmy w szczęściu, w radości
Patrzyli w oczy MIŁOŚCI!”
Patrzyłam w mojego Jezusa z uwielbieniem…
„Samo mi się ułożyło. W sercu!”
„Od serca dla serc twoich Dzieci!” – wyszeptał Jezus z ogniem.
Uśmiechnęłam się do Jezusa od ucha do ucha!
„Wiesz, mój Jezu? Uwielbiam ciszę… Bo w ciszy mówisz do mnie, kochany! W ciszy dobrze Cię słyszę… Myślę, że Miriam i Józef też lubili ciszę. Prawda?”
„Uwielbiali! W nocy, gdy całe miasteczko pogrążone było we śnie, Oni wychodzili przed domek. Siadali na ławce. I objęci, wpatrując się w rozgwieżdżone niebo, rozmawiali ze Mną. Ich Synem i Bogiem… Uwielbiali ten czas!”
„Jakie to piękne!” – szepnęłam z zachwytem.
Patrzyliśmy w siebie nawzajem głęboko. Z miłością. Mój słodki Jezus i ja…
O PRAWDZIE
Jezus nakarmił mnie Swoim Ciałem i tulił do SERCA. Leżałam w Jego objęciach tańcząca[spacer height=”12px”] bardzo. Rozmyślałam…
„Archanioł Gabriel wszedł nie tyle do domu, ile do Serca Miriam i zwiastował Jej, że będzie Matką Syna Bożego.
Powiedział jeszcze, że Jej krewna Elżbieta, kobieta w podeszłym wieku, jest w ciąży! Że spodziewa się dziecka, ta która wśród rodziny i sąsiadów uchodzi za niepłodną! Dlaczego Anioł powiedział o tym Miriam? Myślę, że po to jakby chciała to mogła iść do Elżbiety i sprawdzić. Anioł mówił jej tak niezwykłe, niewiarygodne, tak wielkie rzeczy… I gdy Anioł odchodzi od Miriam, Ona rzeczywiście idzie do krewnej. Biegnie do niej! Ale nie po to by sprawdzić prawdziwość słów Gabriela. Biegnie, aby pomagać! Aby służyć! Miriam wierzy Bogu na słowo. Skoro tak powiedział to tak jest. I koniec! Miriam wie, że Bóg mówi prawdę, choć ta wydaje się być niepojęta i niewiarygodna. Bóg mówi prawdę! Miriam niosąca Jezusa Elżbiecie odkrywa, że to On jest Prawdą, zanim On sam o tym powie. Powie, że jest Drogą, Prawdą i Życiem. I jeszcze do Piłata powie: 'Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie. Każdy kto jest z prawdy, słucha Mego głosu’. Miriam była/jest z Prawdy. Co to znaczy być z prawdy? To być człowiekiem prawdziwym. Żyjącym w prawdzie. W zgodzie z Bogiem i samym sobą. Nie być dwulicowym, co innego mówić i co innego robić. Jak faryzeusze obłudnym. Grobem z zewnątrz pobielonym pięknie, ale wewnątrz cuchnącym trupami i pełnym robactwa.
Miriam miała piękne, jaśniejące Bożym blaskiem wnętrze. Promieniowała nim na zewnątrz. Dlatego Elżbieta od wejścia zawołała z radością: 'Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana!’ Miriam uwierzyła Bogu na słowo. I żyła w Prawdzie Bożego błogosławieństwa i bliskości.”
Jezus patrzył we mnie płonący cały miłością i zachwytem… Jak w obrazek patrzył we mnie…
DWIE TĘSKNOTY, DWA PRAGNIENIA
Jezus nakarmił mnie Swoim Ciałem i tulił do SERCA Swego. Leżałam w Jego objęciach tańcząca bardzo. Rozmyślałam…
„W Adwencie stykają się ze sobą dwa pragnienia i dwie tęsknoty. Pragnienie i tęsknota Boga i pragnienie i tęsknota człowieka. Łączą się w jedno pragnienie i jedną tęsknotę. Tęsknotę powrotu i pragnienie spotkania, zjednoczenia, bliskości. Bóg w Swej niezmierzonej pokorze schodzi na ziemię. Niebo obejmuje ziemię, przytula ją i całuje. Syn Boży przybiera postać Człowieka. Dziecka. Od tej pory będzie Go można wziąć w objęcia, tulić, całować. Można będzie też Go zranić, zdradzić, zabić… Bóg chce wypłynąć z człowiekiem na głębię. Pragnie być z nim Sam na sam. Na głębi możemy się bać, ponieważ tracimy grunt pod nogami. Brzeg wydaje się być daleko. Lecz Pan Bóg jest tu, blisko. Pragnie rozmawiać z ludźmi twarzą w twarz. Jak z przyjaciółmi. Na głębi musimy pozbyć się wszystkiego na czym się dotychczas opieraliśmy. Możemy liczyć tylko na Boga. To może trudne, ale tylko tak możemy być szczęśliwi i wolni. Na głębi… Także w człowieku przygniecionym skorupą grzechów, cierpienia i trosk tli się pragnienie i tęsknota. Ukryta na dnie serca, jak skarb, jak drogocenna perła. Tli się jak iskra tęsknota za tym skąd przyszedł i pragnienie powrotu. Tęsknić można tylko za tym gdzie się już było, czego się doświadczyło, poznało. Człowiek wie, skąd przyszedł i na dnie serca tęskni za Rajem. Za pierwotną czystością, szczęściem i pięknem. Kiedy to spacerował z Bogiem pod rękę podziwiając piękno stworzenia i rozmawiając z Nim jak z Przyjacielem. Człowiek pragnie powrócić do Boga, do Raju. Syn Boży schodzi na ziemię, aby człowiek mógł wrócić do Raju. Jak syn marnotrawny do Domu Ojca.
CZEKAMY…
Jezus nakarmił mnie Swoim Ciałem i tulił do SERCA. Leżałam w Jego objęciach tańcząca bardzo. Rozmyślałam…
„Adwentowa noc… Ciemność, mrok. Ludzie siedzą w tym mroku. Zanurzeni w ciemnościach grzechu, cierpienia i śmierci. Czekają. Wyczekują zastygli w napięciu. Stęsknieni, spragnieni i głodni. Czekają… Oczekują na Wybawcę. Na Zbawiciela, który poda im dłoń i wyrwie z ciemności! Wyciągnie z otchłani, z bagna grzechu i śmierci. Który podniesie i postawi na suchej ziemi. Wtedy zaświta poranek. Światłość! Nastanie dzień. Dzień Pański! Zbawiciel nakarmi zgłodniałą ludzkość Chlebem Życia, napoi ją Swoją Krwią. I już nie będą pragnąć, ani łaknąć. Wybawca nasyci ich Sobą! A oni zobaczą Go takim jakim Jest! Twarzą w twarz. I już nie będzie śmierci, cierpienia ni smutku. Tylko wieczne szczęście i radość u boku Zbawiciela.
Teraz czekamy… Jan Chrzciciel, adwentowy prorok woła: 'nawracajcie się! Bliskie jest Królestwo Boże!” On też czeka…”
Spojrzałam w mojego umiłowanego z uwielbieniem…
„Jak łania pragnie wody ze strumieni, tak dusza moja pragnie Ciebie, Jezu! Pragnę Cię i czekam bardziej niż strażnicy poranka!”
Jezus patrzył we mnie płonący cały miłością i zachwytem…
„Maranatha! Przyjdź Panie Jezu! Czekamy!”
PIĘKNO ZBAWI ŚWIAT!
„Jakiś Ty piękny… Po TATUSIU czy po Mamusi?”- szepnęłam zachwycona patrząc Jezusowi w oczy.
Jezus zaśmiał się cudnie! Perliscie i głośno!
„Po Obojgu, maleńka Moja!” – wyszeptał ogniście.
Uśmiechnęłam się do Jezusa od ucha do ucha i rozmyślałam:
„No tak. TEN, Który stworzył cały piękny świat, te wszystkie cudne zwierzęta i rośliny, przedziwne, cudaczne i fantazyjne, Sam musi być PIĘKNY! TEN, Który stworzył piękno, jest PIĘKNEM. Pięknem Samym w Sobie. A Miriam jest Jego Odbiciem. Piękno Boga Ją wypełnia. Przepełnia. Promieniuje na zewnątrz! Miriam jest odbiciem piękna rajskiego. Czystego, niczym nie skażonego piękna! I kiedy 'Anioł wszedł do niej’, wszedł do Jej Serca i zobaczył jak jest cudne, pokorne i ciche, poczuł się u siebie. Zachwyca się Nim, podziwia, adoruje. Mówi, że Miriam jest pełna łaski, pełna gracji, że Pan jest z Nią. Zachowuje się jakby nie mógł od Miriam oczu oderwać! Zamiast od razu wyłożyć 'kawę na lawe’, on się zachwyca! Jakby w dziewczęciu Niebo zobaczył”
Spojrzałam w Jezusa i znów uśmiechnęłam się do Niego radośnie!
„Tak! Piękno rodzi PIĘKNO! PIĘKNO, które zbawi świat!” – szepnęłam z mocą.
Umiłowany mój Jezus patrzył we mnie zachwycony cały! A mi na poczekaniu ułożył się taki wierszyk:
„Jezuniu mój drogi, Jezuniu mój słodki!
Dla Ciebie nazrywam ja piękne stokrotki.
Dla Ciebie ja żyję i tańczę dla Ciebie.
I z Tobą, kochany, mi dobrze jak w Niebie.
W Serduszku Twoim ja gniazdko uwiłam.
I jak pisklę wygodnie się w Nim umościłam!
Tyś jest moją siłą, Ty moją radością.
Tyś moją jedyną, prawdziwą miłością.
Pragnę Cię uwielbiać, pieścić i całować.
Tobie całą siebie pragnę ofiarować!
ZMIENIA CAŁKOWICIE!
Jezus nakarmił mnie Swoim Ciałem i tulił do SERCA. Leżałam w Jego objęciach tańcząca bardzo. Rozmyślałam:
„Gdyby nie Ty, mój Jezu kochany to o Miriam i Józefie nikt by nie wiedział. Żyli cicho, pokornie, niewidocznie. Ukryci jakby. Mieszkali w małym mieście o wątpliwej reputacji 'czy może być co dobrego z Nazaretu?’ – pytał retorycznie Natanael. Gdyby Józef i Miriam umarli, nikt by o nich nie pamiętał. Może tylko sąsiedzi wspominali by piękno i dobroć Miriam, uczciwość i solidność Józefa. I tyle, nic więcej. Zniknęli by w otchłani dziejów. Ale Pan Bóg miał inne plany. Wszedł w życie Miriam i Józefa i zmienił je. Całkowicie! Teraz cały świat o nich wie! Wszyscy ludzie ich znają. Wierzący i niewierzący. Wszyscy! I błogosławią Miriam wszystkie narody, gdyż wielkie rzeczy uczynił Jej Wszechmocny! I będą błogosławić na wieki!”
Uśmiechnęłam się do Jezusa od ucha do ucha!
„W moje życie też wszedłeś i całkowicie zmieniłeś! Z chorej, nieśmiałej, szarej myszki uczyniłeś kobietę, która mówi innym o Tobie!”
Jezus patrzył we mnie jak w obrazek…
ERA EMMANUELA
Jezus nakarmił mnie Swoim Ciałem i tulił do SERCA. Leżałam w Jego objęciach tańcząca. A mój słodki Jezus rozmyślał we mnie:
„Moje poczęcie w łonie Miriam było nie tylko początkiem nowego Życia. Było początkiem nowej ery. Ery Emmanuela! Boga z wami. Oto Stwórca stał się stworzeniem. Stwórca i stworzenie w jednej Osobie. I jak niegdyś, przed wiekami Duch Boży unosił się nad bezmiarem wód, tak teraz Syn Człowieczy był zanurzony w wodach płodowych. Syn Boży stał się Człowiekiem. I przyjął na Siebie wszystko co jest człowiecze, oprócz grzechu. Przyjął ludzkie ciało, miał głowę ręce i nogi, miał Serce z ciała! Miał oczy, nos usta, uszy. Przyjął też na Siebie cierpienia i ból, ale i radości i szczęścia. On, który jest wszechwiedzący i wszechmocny musiał się teraz uczyć patrzeć na świat i ludzi jakby na nowo. Musiał się jakby na nowo utworzone ich uczyć. Na początku Bóg stworzył człowieka na Swój obraz i podobieństwo, teraz Sam stał się Człowiekiem, aby ludzi na nowo upodobnić do Siebie!”
Jezus na chwilę przerwał rozmyślanie. Patrzył we mnie płonący cały miłością!
„Od chwili wcielenia Syn Boży zaczął patrzeć na ludzi z innej perspektywy. Z perspektywy ludzkiej. Z twojej perspektywy, Monisiu kochana!” – wyszeptał z cudnym uśmiechem.
Zamyśliłam się… A potem zaśmiałam radośnie!
„No, nie zupełnie z mojej perspektywy! Bo ja tylko siedzę, a Ty chodziłeś, mój Jezu!”
Jezus uśmiechnął się do mnie cudownie! Rozumieliśmy się bez słów. Mój umiłowany Jezus i ja.
PRZEŹROCZYŚCI
Leżałam w objęciach Jezusa tańcząca bardzo, bardzo. Umiłowany mój nakarmił mnie Swoim Ciałem i tulił do SERCA Swego. Leżałam i rozmyślałam:
„Wiesz mój Jezu? Ostatnio czytałam książkę arcybiskupa Grzegorza Rysia 'Piąta Ewangelia’. Cudna książka! Autor oprowadza czytelników po Ziemi Świętej. I opowiada legendę. Mówi ona, że rodzice Miriam, Anna i Joachim po ślubie długo nie mogli mieć dzieci. I pewnego dnia pocałowali się przy Złotej Bramie w Jeruzalem. Pocałowali się i z tego pocałunku poczęło się dziecko. Dziewczynka. Szczęśliwi rodzice dali Jej na imię Miriam. Z hebrajskiego Miriam oznacza „być pięknym lub wspaniałym”. Z kolei w języku syryjskim znaczy „Pani” lub „orędowniczka, piękna, napawająca radością”. I taka jest! Przeźroczysta! Nigdy nie zatrzymuje uwagi na sobie. Wskazuje na Boga. I jest Nim cała wypełniona. Niepokalane Poczęcie. Jak Ewa w Raju przed grzechem pierworodnym. Piękna, czysta i przejrzysta! Każdy kto na Nią spojrzy wie, że jest Kimś niezwykłym. Może dlatego Józef nie oskarżył Ją o cudzołóstwo, lecz zdecydował, że po cichu Ją oddali. Patrzył na Miriam i wiedział, że Ona nie popełniła by grzechu. Nie wiedział w jaki sposób znalazła się w stanie błogosławionym. Ale wiedział, że nie zdradziła by Go. Słowa Anioła to Józefowi potwierdzają. Od razu bierze Miriam do siebie!”
Uśmiechnęłam się do Jezusa od ucha do ucha!
„I Ty jesteś przeźroczysty kochany mój Jezu! Zawsze wskazujesz na TATĘ! Mówisz, że Ty i Ojciec jesteście Jedno. I, że kto widzi Ciebie, widzi i TATĘ. Opowiadasz o Nim. O Jego Miłości, dobroci, miłosierdziu… Jesteś przeźroczysty!”
Przerwałam i spojrzałam Jezusowi głęboko w oczy.
„Spraw, proszę, abym i ja była choć trochę przeźroczysta!” – szepnęłam z mocą.
Jezus uśmiechnął się do mnie z tkliwością.
„Skąd wiesz, że już nie jesteś, Monisiu?”
Tańczylismy bardzo w intymności i bliskości bez granic! Mój Jezus i ja.
OWOC
Jezus trzymał mnie w objęciach i patrzył we mnie płonący cały miłością… Słodko patrzył.
„A Ty mój Jezu czekałeś aż TATA Cię pośle na ziemię?” – spytałam z uśmiechem od ucha do ucha.
Jezus aż się zapalił! Ożywił niezmiernie!
„Czekałem! Tęskniłem! Pragnąłem! Oczekiwałem na Pełnię czasów… Aż w końcu w otchłani dziejów usłyszałem słowa TATY: 'Idź Synu! Już pora. Idź zbawić świat!’ Gdy Anioł zwiastował Miriam Dobrą Nowinę, niebo i ziemia znieruchomiały! Zastygły w oczekiwaniu! Zamarły… Wszystko czekało co powie Miriam! I kiedy z ust dziewczęcia padło: 'niech mi się stanie!’, obłok okrył Ją cieniem. A w dziewiczym łonie Miriam poczęło się Życie!”
Słuchałam rozpromieniona zachwytem!
„Wiesz mój Jezu? Często gdy odmawiam Różaniec, zamyślam się nad słowami: 'błogosławiony owoc żywota Twojego Jezus’. Jak trzeba być pięknym człowiekiem i jak trzeba pięknie żyć, aby wydać Taki Owoc! Owocem życia Miriam jesteś Ty, mój Jezu! Owocem życia… Czy ja mogę wydać podobny Owoc?”
„Oczywiście Moja kochana Monisiu, możesz! Każdy może! Ja Jestem dostępny dla każdego człowieka! Mogę być Owocem każdego!”
Jezus nakarmił mnie Swoim Ciałem i tulił do SERCA Swego…