Jezus nakarmił mnie Swoim Ciałem.
“Wczoraj zacząłeś opowiadać o Sobie, a skończyłeś o mnie! Prosiłam, żebyś mi opowiedział o Sobie i zacząłeś. A potem mówiłeś już o mnie!” – szepnęłam z mocą.
“A tak jakoś!” – zaśmiał się Jezus cudownie.
Zbliżył Swoją twarz do mojej twarzy i patrzył we mnie płonący…
“Nie mogę mówiąc o Sobie nie mówić o tobie, Monisiu! W naszej relacji nie ma Mnie bez ciebie!” – szeptał z tkliwością.
“To mnie bez Ciebie nie ma, kochany mój Jezu! Karmisz mnie Swoim Ciałem! Ale też karmisz mnie Sobą!”
“To prawda, maleńka. Karmię cię Sobą. Jestem w twoich myślach, słowach i czynach. Ale i ty Mnie karmisz! Bez ciebie usechłbym z tęsknoty! Byłbym głodny i spragniony…”
“Ja Ciebie karmię? – szepnęłam zdumiona – A czym? Czym ja Cię mogę nakarmić, mój Jezu kochany…?!”
Jezus uśmiechnął się do mnie promiennie!
Karmisz Mnie miłością, dobrocią, czułością! Tańcem! Karmisz Mnie uśmiechem, pocałunkami modlitwy! Karmisz Mnie, Monisiu kochana!”
Jezus szeptał. A ja patrzyłam w Niego z uwielbieniem…