„Wiesz mój Jezu? Można powiedzieć, że ja byłam chrzczona dwa razy! Raz gdy dwa tygodnie po urodzeniu bardzo ciężko zachorowałam. Byłam w szpitalu. Dwa razy przeszłam śmierć kliniczną. Mama opowiadała, że byłam cała sina, prawie granatowa. W stanie krytycznym. Lekarze myśleli, że nie przeżyję. I jedna lekarka powiedziała, że jeśli rodzice są wierzący to radzi mnie ochrzcić. I wtedy babcia mnie ochrzciła. Trzeba było działać szybko i babcia taką wodą jaka w szpitalu była, zwykłą. Kilka miesięcy później byłam ochrzczona w kościele.
Jezus uśmiechnął się do mnie cudownie! Potem spoważniał. Zbliżył Swą twarz do mojej twarzy i patrzył we mnie głęboko… Ogniście.
„Wyobraź sobie Monisiu… Gdybym cię wtedy zabrał do Siebie: ile dobra by się nie wydarzyło! Ile dobra nie mógłbym uczynić przez ciebie!”
„Aaa tam gdybyś mnie zabrał! Gdybym nie została ochrzczona! Gdybym nie została ochrzczona, ile dobra by się nie wydarzyło… Zmarnowało! Jak dobrze, że moi rodzice są wierzący! Rodzice, babcia… Gdy byłam mała vto ona opowiedziała mi o Tobie!”
Urwałam na chwilę… Patrzyłam w mojego ślicznego Jezusa z miłością i uwielbieniem.
„Dziękuję Ci za to, że jestem ochrzczona, kochany mój Jezu!” – szepnęłam z mocą.
„Wraz z chrztem zostałaś obmyta z zmazy grzechu pierworodnego i zanurzona w Moją Mękę, śmierć i zmartwychwstanie. Zostałaś wszczepiona we Mnie. Jak latorośl w Krzew Winny!”-wyszeptał Jezus z ogniem miłości.
Patrzyłam z wdzięcznością w umiłowanego mojego Jezusa!