„O Jezuniu, mój słodziutki,
Tyś Lekarstwem na me smutki.
Mój maleńki, mój kochany,
Tyś Lekarstwem na me rany.
Ty uzdrowisz, Ty uleczysz,
Ty serce moje ucieszysz.
Ty w nie wchodzisz jak do Siebie.
W nim Ci dobrze jest jak w niebie.
W nim zatańczysz, w nim poleżysz.
Je miłością Swą rozszerzysz.
Ono Twoje, ono wierne.
Chce jak Ty być miłosierne.
Jezu Chryste, ukochanie,
W sercu moim Twe mieszkanie.
Proszę, ucz je więc wytrwale,
Niech na Twoją bije chwałę!”
„Ułożyłam dla Ciebie, kochany!” – szepnęłam uśmiechając się do Jezusa od ucha do ucha.
Jezus patrzył we mnie poruszony niezmiernie i uśmiechał się do mnie!
„Pięknie! I to sama prawda!” – wyszeptał z ogniem miłości.
„Prawda. Tylko rymy takie… częstochowskie… I..”
„I sens jest!” – wyglądało, że Jezus nie słuchał co do Niego mówię.
„Sens jest!” – przytaknęłam.
Patrzyłam w mojego Jezusa z miłością i uwielbieniem.
„Ty jesteś Sensem. Sensem mojego życia!”-szepnęłam z mocą. I patrząc Jezusowi w oczy szepnęłam:
„Jakiś czas temu, gdy bardzo zimno było, wiał wiatr i bardzo padał deszcz, przyszedł do mnie mój brat i mówi:
– Ależ pogoda! Nic dziwnego, że chandra jest..
– U mnie żadnej chandry nie ma! – zaśmiałam się wesoło. Brat bardzo się dziwił.
Często widzę i słyszę, że zdrowi fizycznie ludzi mają depresję, dół, chandrę. Często młodzi ludzie, ale nie tylko. A u mnie żadnej depresji, chandry czy doła nie ma. Tylko dzięki Tobie, mój Jezu kochany! Tylko dzięki Tobie!”
„U ciebie zawsze górka, maleńka Moja!” – uśmiechnął się Jezus cudownie.
„A żebyś wiedział. Dzięki Tobie u mnie zawsze górka!”
Jezus nakarmił mnie Swoim Ciałem i tulił do SERCA Swego. Patrzyłam w mojego ślicznego z uwielbieniem…