Jezus nakarmił mnie Swoim Ciałem i tulił do SERCA. Leżałam w Jego objęciach, głaskałam policzek umiłowanego i uśmiechałam się do Niego od ucha do ucha! I dałam Słodkiemu mojemu siarczystego buziaka!
“O! Jaki piękny pocałunek maleńkości!” – wyszeptał Jezus z lubością.
“Twoja maleńka dotyka Ciebie Jezu dotykiem maleńkości i całuje Cię pocałunkiem maleńkości!”
“I mówi słowami maleńkości!”
“Słowami maleńkości? Jak nimi się mówi? – spytałam zaciekawiona.
“Słowa maleńkości to słowa ciche, pokorne, proste. Niby niezdarne, nieporadne. Ale niosą się daleko, daleko. Dalej niż słowa wielkości!” – wyszeptał Jezus rozpromieniony cały.
“Nauczysz mnie mój śliczny tak mówić?”
“Ty już tak mówisz, maleńka!”
“Już?!”
“Na przykład na blogu. Piszesz prosto, pokornie, niby nieporadnie, a zobacz ile osób go czyta?”
“Taaak…” – szepnęłam ze zdziwieniem.
Po chwili szepnęłam znowu:
“Maleńka kocha Cię miłością maleńką!”
Usłyszalam swoje słowa i posmutniałam, bo pomyślałam, że pragnę kochać mojego Jezusa wielką miłością!
Umiłowany mój uśmiechał się do mnie cudownie!
“Maleńka Miłość zbawiła świat, Monisiu! – wyszeptał Jezus ogniście – i wciąż zbawia. Ty Jej pomagasz swoją maleńką miłością!”
Uśmiechnęłam się do Jezusa promiennie! I On uśmiechał się do mnie. Trwaliśmy w uśmiechu…
Miesiąc: maj 2022
WSZYSTKO WIE…
Leżałam w objęciach umiłowanego obolała bardzo i bardzo zmęczona. Bez sił prawie. Z zamkniętymi oczami leżałam. Nie miałam siły żeby podnieść powieki. Jezus mój słodki przytulił policzek do mego policzka. Tańczylismy bardzo w intymności i bliskości bez granic! Nasze serca objęły się i przytuliły się mocno do siebie…
“Kochany mój…”
“Ciii maleńka Moja… Ja wiem. Ja wszystko wiem. Odpocznij we MNIE. Odpocznij maleństwo Moje słodkie.”
Z SERCA Jezusa wyszła Hostia i weszła do serca mego.
Tańczylismy. Mój Jezus i ja…
O WNIEBOWSTĄPIENIU
Leżałam w objęciach Jezusa tańcząca bardzo! Leżałam i patrzyłam Mu w oczy z zachwytem… Umiłowany mój uśmiechał się do mnie cudownie! Promiennie bardzo… A serca nasze rozmawiały:
“Dziś Twe Wniebowstąpienie, Jezu kochany!”
“Tak maleńka Moja! Wstąpiłem do Nieba aby ci miejsce przygotować! Aby przysłać ci Ducha, Świętego. Pocieszyciela! Aby pokazać, że i ty masz Niebo otwarte! Że możesz do Mnie przyjść!”
“Tęskniłeś za TATĄ?”
“Jako Bóg, czy jako Człowiek?”
“Jako Syn!”
“Tęskniłem!”
“Wróciłeś do TATY. Jak syn marnotrawny! Roztrwoniłeś majątek OJCA! Ale inaczej niż syn z Twojej przypowieści. Rozdałeś go ludziom. Każdemu kto potrzebował dawałeś. Łaskę po łasce. I wróciłeś do Domu OJCA z niczym! Jeszcze poraniony! TATA na Twój widok wzruszył się ogromnie! Wybiegł Ci na spotkanie i rzucił Ci się na szyję! I ucałował nie tylko Twój policzek, ale wszystkie Twoje Rany… I Ucztę Niebieską dla Ciebie wyprawił! Bal nad balami!”
Patrzyłam w oczy Jezusowi głęboko…
“Przepraszam! Takie to ludzkie, naiwne, dziecinne wyobrażenie…”
“Ale bardzo piękne, Monisiu. Bardzo piękne!”
Tańczylismy w miłosnym milczeniu. Mój słodki Jezus i ja…
POCAŁUNKI MALEŃKOŚCI
Jezus nakarmił mnie Swoim Ciałem i tulił do SERCA. Leżałam w Jego objęciach i głaskalam Go z czułością po policzku.
“Mój kochany… Mój kochany…” – szeptało moje serce. Jezus mój śliczny pochylił się nade mną z tkliwością, zbliżył Swoją twarz do mojej twarzy i mnie pocałował. Pocałował mnie… zupełnie inaczej niż do tej pory! Troszkę jakby niezdarnie, nieporadnie, ale z bezbrzeżną miłością i czułością… Był to zupełnie inny pocałunek jak Oblubieniec całuje Swą Oblubienicę. Nie gorszy, nie lepszy. Inny, po prostu. Od razu mi się spodobał! Był słodki i gorący i głęboki. Zaśmiałam się oniemiała i onieśmielona! A Jezus pocałował mnie mnie drugi raz i trzeci, i czwarty… Przyszło mi na myśl, że tak właśnie dziecko całuje swoją mamę. Postanowiłam się jednak upewnić. Gdy umiłowany pocałował mnie kolejny raz, spytałam:
“A co to za pocałunki, kochany mój Jezu?!”
“To pocałunek maleńkości, Monisiu. Tak małe dziecko całuje swą matkę” – wyszeptał Jezus z tkliwością. Pomyślałam ze smutkiem, że w dzieciństwie nie miałam sposobności, żeby się takich pocałunków nauczyć.
“A teraz ty, maleńka! Spróbuj!” – wyszeptał Jezus z ogniem.
Spróbowałam… Nie wyszedł mi.
“Przepraszam… Nie miałam jak się nauczyć…” – szepnęłam ze smutkiem i zamyśliłam się…
“Ja ciebie nauczę, maleńka Moja. Nie przejmuj się! Spróbuj jeszcze raz!” – słowa umiłowanego wyrwały mnie ze smutku i zamyślenia.
Spróbowałam jeszcze raz!
“Już całkiem dobrze! Tylko więcej luzu, ufności i bezradności!” – szepnął Jezus ogniście.
Zaśmiałam się perliscie! Tego jeszcze nie było, żeby mój Słodki całować mnie uczył! Pocałowałam Go siarczyście, z ufnością i nieporadnością.
“O! Właśnie tak! To jest pocałunek maleńkości!”
Pocałowałam umiłowanego jeszcze raz! I jeszcze raz!
“Tak! Właśnie taaak! Tak, Moja śliczna!”
Uśmiechnęłam się do Jezusa od ucha do ucha!
Patrzyliśmy w siebie nawzajem głęboko. A nasze serca całowały się pocałunkami maleńkości…
DOTYK MALEŃKOŚCI
Jezus nakarmił mnie Swoim Ciałem i tulił do SERCA Swego. Pieściłam SERCE Najdroższe. Delikatnie, z czułością…
“Maleńka Moja! Jakaś ty maleńka!” – wyszeptał Jezus jakby ze zdumieniem.
Spojrzałam na siebie. Rzeczywiście! Byłam baaardzo maleńka! Mieściłam się w dłoni Jezusa. Na Jego palcu!
“Taaak! Taka maleńka to wszędzie się zmieszczę. Wszędzie wlezę! Nawet przez ciasną bramę się przecisnę!” – zaśmiałam się radośnie.
“Ciasna brama jest dla maleńkich zawsze szeroka -wyszeptał Jezus z uśmiechem.
Posmutniałam, bo pomyślałam sobie, że teraz SERCE Najdroższe mojego dotyku, pieszczoty nawet nie poczuje.
“Moje SERCE uwielbia dotyk maleńkości. Jest Własnością tylko maleńkich!”
Nagle… znalazłam się u stóp Jezusa… Stałam u Jego dużego palca! Był on ogromny! Zadarłam głowę do góry… Nie mogłam dojrzeć twarzy umiłowanego, nie mówiąc już o SERCU…
“Nie będę już leżeć w objęciach mojego ślicznego… ani dotykać…”
W tym samym momencie… Jezus stanął przy mnie. Nie był już taki olbrzymi! Był trochę wyższy ode mnie…
“Ja dla maleńkich jestem Maleńki. Ciasna brama jest dla maleńkich zawsze szeroka. Moje SERCE uwielbia dotyk maleńkości!” – wyszeptał Jezus rozpromieniony cały.
Patrzyłam w mojego umiłowanego szczęśliwa cala! Dotykałam dłonią Jego SERCE… Dotykiem maleńkości.
DZIĘKI MOJEJ MIŁOŚCI!
Umiłowany mój Jezus nakarmił mnie Swoim Ciałem i tulił do SERCA. Leżałam w Jego objęciach tańcząca bardzo! Uśmiechałam się do Jezusa od ucha do ucha! A On szeptał z czułością:
“Jesteś wspaniałą duchową Mamą, Monisiu!”
“Tak?” – szepnęłam onieśmielona.
“Mhmm.”
“Jeśli tak to tylko dzięki Tobie, mój Jezu kochany! Mam wspaniałe, kochające Dzieci!”
“Wspaniale Je wychowujesz!” – wyszeptał Jezus ogniście.
“Staram się. Choć często jedynym ‘wychowywaniem jest taniec czyli ofiarowanie cierpienia…”
“To najlepszy i najskuteczniejszy sposób wychowywania, maleńka Moja!” – wyszeptał Jezus i za chwilę dodał:
“Jesteś wspaniałą duchową Mamą, Monisiu!”
“Dziękuję mój Jezu. To dzięki Tobie!”
“Dzięki twojej miłości, Monisiu!”
“Ty jesteś moją Miłością, mój Jezu!”
Patrzyliśmy w siebie nawzajem głęboko. W miłosnym milczeniu. Wyciągnęłam rękę i delikatnie zaczęłam dłonią dotykać brodę ślicznego mojego. Loczki układałam. A Jezus mój śliczny uśmiechał się do mnie cudownie!
MAM CIĘ NIE KOCHAĆ?!
Jezus nakarmił mnie Swoim Ciałem i tulił do SERCA Swego.
“Dziękuję Ci za cierpienia, mój Jezu!” – szepnęłam z mocą.
Jezus spojrzał we mnie zaskoczony!
“Wielu odsuwa od siebie cierpienia, odpycha je. A ty, maleńka, Mi za nie dziękujesz?!”
“Tak! Bo mogę je ofiarowywać za moje Dzieciaki!” – szepnęłam i dałam umiłowanemu siarczystego buziaka. Zaśmiałam się perliscie. Odbiegłam trochę dalej i zaczęłam tańczyć! Tańczyłam, lecz moje serce tęskniło… Natychmiast zjawił się przy mnie Jezus!
“Myślałaś, że pozwolę ci tańczyć samej, Monisiu?!”
“Nie myślałam. Czekałam na Ciebie!”
“Tęskniłaś?”
“Tęskniłam.”
“Wiem, Moja jedyna!”
“To czemu pytasz, kochany?”
“Bo chciałem, żebyś to powiedziała.”
“Tęskniłam. Tęskniłam…”
“Nie musisz tęsknić, Ja zawsze jestem z tobą, maleńka!”
“Wiem, ale tęsknię!”
Jezus objął mnie całą i przytulił mocno do Siebie. Zaczął mnie głaskać z czułością po plecach.
“Nie musisz już tęsknić, maleństwo Moje kochane…” – szeptał mój Jezus tkliwie.
“Tęsknię bo Cię kocham! Mam Cię nie kochać?!” – zażartowałam i zaśmiałam się radośnie.
Jezus uśmiechnął się do mnie nieśmiało! Spojrzał we mnie jakby mnie pierwszy raz zobaczył.
“To Ja już nie wiem co powiedzieć, Monisiu!”
“Nic nie musisz mówić, mój śliczny! Tańczmy!”
I tańczyliśmy patrząc w siebie nawzajem głęboko. Z miłością. Tańczylismy bardzo w intymności i bliskości bez granic! Mój Jezus i ja.
KATHARSIS?
Jezus nakarmił mnie Swoim Ciałem i tulił do SERCA Swego. Rozmyślałam dalej:
“W dzieciństwie i młodości doświadczyłam czegoś takiego jak, cytując moją Duchową Córkę: ‘trzaskanie po gębie’. Powód tego ‘trzaskania’ był niezależny ode mnie. Po prostu szłam przy chodziku wykrzywiona i napięta z powodu choroby. I to ‘trzaskanie po gębie’ miało mnie naprostować. Nie trudno się domyślić, że odnosiło to skutek odwrotny do oczekiwanego. Napinałam się jeszcze bardziej i kuliłam w sobie. Wtedy było kolejne ‘trzaskanie’. Miałam czerwone ślady na twarzy i opuchnięte usta. Te ślady szybko schodziły. Ale rany w sercu pozostawały długie lata. Kilka lat przed śmiercią moja Duchowa Córka przeprosiła mnie i poprosiła o wybaczenie. Wybaczyłam z radością! Ale rany w sercu zostały. Bardzo bym chciała, aby wraz z wybaczeniem rany i żal zniknęły jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Ale nie ma tak łatwo. Niektóre rany już są zaleczone, niektóre jeszcze nie. Na szczęście jestem pod opieką najlepszego Psychologa i Kardiologa w kosmosie. Umiłowany moj Jezus leczy mnie delikatnie. Niezauważenie, niepostrzeżenie. Z wielką Miłością i czułością. Dowodem na to, że mnie leczy jest fakt, że o tym wszystkim dzisiaj piszę. Nigdy wcześniej nie myślałam, nie wyobrażałam sobie że będę mogła o tym mówić. Bałam się, wstydziłam. A teraz piszę. Dlaczego o tym piszę? Szczerze mówiąc nie wiem. Może w ten sposób się oczyszczam? Może to swego rodzaju katharsis. “Katharsis (gr. oczyszczenie) – uwolnienie od cierpienia, odreagowanie zablokowanego napięcia, stłumionych emocji, skrępowanych myśli i wyobrażeń”. Może.
Dzięki mojemu ślicznemu, słodkiemu Jezusowi mogę już się uśmiechać. I gdy widzicie mnie uśmiechniętą od ucha do ucha, widzicie Jego cud!
Wczoraj pisałam o błogiej ciszy. Obmywa mnie w niej mój Jezus.
BŁOGA CISZA…
Leżałam na SERCU Jezusa. Umiłowany mój nakarmił mnie Swoim Ciałem i patrzył we mnie płonący cały miłością i zachwytem wielkim! Uśmiechałam się do Niego radośnie! I uszczęśliwiona cała, rozmyślałam…
“Wczoraj uświadomiłam sobie, piszę bloga już 13 lat. Szmat czasu! Na początku pisałam go tak sobie, dla przyjemności. Ale gdy spotkałam pełne miłości i spojrzenie, wstałam jak celnik Mateusz i poszłam za umiłowanym. Na blogu opisywałam nasze spotkania. Nie wyobrażałam sobie, żeby o tym nie pisać! Żeby się Jego Miłością nie dzielić. Radzono mi, abym dała z tymi spotkaniami spokój, bo nie wiadomo dokąd mnie to doprowadzi. Mnie jednak bardzo pomagały rozmowy z moim ślicznym Jezusem. Szłam więc za Zbawicielem, na cieniutkiej nitce wiary. Jak linoskoczek, bez żadnych zabezpieczeń. Stąpałam jak po kruchym lodzie. Jednak im dalej i dłużej szłam, zmieniałam się. Z zalęknionej, nieśmiałej, zahukanej szarej myszki, która by siedziała w ciemnym kąciku, żeby jej tylko nikt nie zobaczył, stawałam się silną, twardą odważną kobietą. Kobietą, która wie, że jest piękna, zna swoją wartość w oczach Jezusa, która wie czego chce i sama podejmuje decyzje. Pewnego dnia, kiedy pokazałam notki jednej z moich Duchowych Córek, usłyszałam, że to co piszę, ‘to czysta erotyka’. Bardzo mnie te słowa zabolały! Ogromnie! Jak nóż wbity w serce… Nigdy wcześniej, ani później w ten sposób nie pomyślałam o mojej relacji z Jezusem! Byłam zbulwersowana. Jednak Jezus uleczył tę i inne rany, które miałam w sercu. Wziął mnie w objęcia i tulił do SERCA. Uczył mnie i wciąż uczy Swojej Miłości do mnie. Pokazuje mi ją, odkrywa. I mnie uczy kochać, tak jak On kocha. Wielu ludzi czyta mojego bloga. Jeden z księży, który na niego wszedł, zawołał zachwycony: ‘tu jest Niebo!’ Cieszę się, że Je tu zobaczył. Ale Niebo jest przede wszystkim w moim sercu. W nim mieszka mój śliczny, słodki Jezus.
W życiu przeszłam wiele burz, huraganów, tornad. Mogę powiedzieć, że w moim sercu jak i w życiu panuje teraz cisza. Pełna miłości, bloga cisza… ”
Tak rozmyślałam. Jezus patrzył we mnie ogniście. I zobaczyłam obraz… Morze po horyzont. Cisza i spokój na morzu. I zobaczyłam małą łódeczkę, a w niej Jezus i ja. Jezus spał sobie słodko. A ja głaskalam Jego policzek… Umiłowany moj uśmiechał się do mnie przez sen. Pełna miłości, bloga cisza…
W JEDNYM RYTMIE
Byłam w moim Jezusie! Zanurzona w Nim cała… Umiłowany moj Jezus obejmował mnie z tkliwością niesamowitą i patrzył we mnie ogniście! Rozpromieniony Miłością! Świetlisty, jasny i zachwycony! Wpatrywalam się w mojego ślicznego! Cała zachwycona i oczarowana! Jezus ujął moją głowę i delikatnie ułożył na SERCU Swoim. Ucałowałam Serduszko kochane. Leżałam uszczęśliwiona, dotykałam dłonią i głaskalam JE z namaszczeniem. Dotykałam, głaskalam, pieściłam SERCE Najdroższe… A ONO aż podskakiwało ze szczęścia! Potem wyjęłam moje serce z ciała i ułożyłam je na SERCU Jezusa. Oba serca wtuliły się w siebie nawzajem. Biły w jednym rytmie:
“Ko-cham Cie-bie! Ko-cham Cię-bie! Ko-cham Cie-bie!”
“Ko-cham cie-bie! Ko-cham cie-bie! Ko-cham cie-bie!”
Jezus patrzył we mnie ogniście…
JEZUSA PRAGNĘ!
SERCE przy sercu… Twarz przy twarzy, policzek przy policzku… Jezus patrzył we mnie rozpromieniony cały Miłością i zachwytem wielkim! Uśmiechałam się do mojego ślicznego, słodkiego Jezusa od ucha do ucha! Wyciągnęłam rękę i delikatnie zaczęłam dłonią dotykać policzek i brodę umiłowanego mojego Jezusa. Układałam loczki… Bawiłam się… Jezus był bardzo, bardzo szczęśliwy! Poruszony niezmiernie! Z SERCA Jezusa wyszła Hostia i weszła do serca mego. Milczeliśmy. Trwaliśmy razem. W miłosnym milczeniu. Mój umiłowany Jezus i ja. Zanurzeni w objęciach. W sobie nawzajem. Zakochani i szczęśliwi bez granic! Nie potrzebuję słów. Pragnę bliskości umiłowanego, ślicznego! Jezusa pragnę! I On mi Siebie daje! Czerpię z Niego pełnymi garściami!
WIĘC BĄDŹ!
Jezus nakarmił mnie Swoim Ciałem. Tańczylismy bardzo w intymności i bliskości bez granic! Leżałam w objęciach umiłowanego obolała bardzo i bardzo zmęczona. Ale jednocześnie bardzo szczęśliwa. Jezus mój śliczny pochylał się nade mną z tkliwością i patrzył tylko we mnie zakochany i poruszony cały.
“Wiesz mój Jezu? Ostatnio coraz częściej słowa modlitw wydają mi się sztywne, drętwe…”
“Może na nowo trzeba odkryć ich głębię…” – wyszeptał Jezus patrząc gdzieś w dal.
“Masz rację mój Jezu! Muszę na nowo odkryć ich głębię! Ty Sam uczyłeś uczniów słów modlitwy. Ty jesteś Słowem i…” – nie dokończyłam. Jezus zamknął mi usta pocałunkiem. Słodkim i czułym i gorącym! Patrzył mi w oczy głęboko.
“A może na pewnym etapie bliskości ze Mną nie potrzeba słów. Wystarczy bycie!”
“Pragnę być! Wtulić się w Ciebie. Przytulić serce do Twego SERCA i być…”
“Więc bądź!” – wyszeptał Jezus z ogniem miłości.
Patrzyłam w mojego Jezusa z uwielbieniem i zachwytem…
“Słowa ludzkie są za małe i trudno mi wyrazić słowami to co chciałabym Ci powiedzieć… Wyrazić miłość i zachwyt… czułość i uwielbienie. Słowa ludzkie są zamknięte i skończone. Ty zaś mój słodki Jezu jesteś nieskończenie nieskończony! I moje życie w Tobie też jest nieskończone… Ufam, że pójdę do Ciebie na rączki. Tam już nie będzie potrzeba słów. Tam będę mogła wielbić Ciebie całą duszą. Będę mogła być z Tobą i w Tobie, po prostu. I teraz pragnę! Muszę Ci powiedzieć, że męczą mnie słowa…”
“Więc bądź! Bądź, maleńka Moja!”
Wtuliłam się w umiłowanego mojego. Wtuliłam się w Miłość. Byliśmy razem, SERCE przy sercu. Mój Miły i ja…
Z LUBOŚCIĄ…
Jezus nakarmił mnie Swoim Ciałem i tulił do SERCA Swego. Leżałam w Jego objęciach tańcząca. Patrzyłam w mojego ślicznego Jezusa rozpromieniona cała! I On uśmiechał się do mnie cudownie!
“Jak mogę cię uszczęśliwić, maleńka Moja?” – spytał mój słodki z tkliwością.
“Ależ Ty mnie uszczęśliwiasz, kochany! Każdego dnia! Ty jesteś moim Szczęściem!” – szepnęłam z mocą.
“Jak mogę cię ucieszyć, Monisiu kochana? Uradować?” – dopytywał Jezus rozpromieniony cały.
“Ależ Ty mnie cieszysz! Radujesz mój Jezu kochany! Ty jesteś moją Radością!”
Uśmiechnęłam się do Jezusa od ucha do ucha.
I dodałam:
“Ale wiesz? Zmęczona jakaś jestem… Nie mam siły…”
“Pamiętasz? Nie masz siły, ale masz Mnie!”
“Jasne, że pamiętam, kochany mój Jezu!”
Jezus patrzył we mnie płonący cały miłością i poruszony niezmiernie.
“Odpocznij więc kochana Moja…”
Jezus ujął moją głowę w swoje dłonie i położył na SERCU Swoim. Leżałam robiłam loczki z brody umiłowanego. I odpoczywałam. Jezus patrzył we mnie z lubością…
MAMA!
Leżałam w objęciach Jezusa tańcząca bardzo. Umiłowany moj Jezus obejmował mnie z tkliwością niesamowitą i patrzył we mnie płonący cały miłością i uśmiechem promiennym. Usmiechalam się do Niego od ucha do ucha. Jezus nakarmił mnie Swoim Ciałem. Patrzyliśmy w siebie nawzajem w miłosnym milczeniu… Nagle zalała mnie światłość niezwykła! Tak wielka, że musiałam zamknąć oczy! Światło otaczało mnie, otulało… wchodziło we mnie! Byłam cała szczęśliwa!
“MAMUŚ to nasza maleńka!” – głos Jezusa wyrażał dumę i zachwyt.
“Jaka piękna, SYNECZKU!” – wyszeptał głos kobiety migotliwy i dźwięczny niczym dzwoneczki. Jednocześnie głos mówił do mnie:
“Witaj maleńka Syneczka Mojego i Moja!”
“MAMA!” – wyrwało mi się z głębi serca.
Serce wyrywało mi się! Jezus wziął moje serce w swoje dłonie, wyjął z mego ciała. I usłyszalam:
“Oto serce maleńkiej naszej! Wyrywa się do Ciebie, MAMO!”
“Tak! Tak! Tak!” – szepnęłam z mocą.
“Należy do Nas Obojga!” – usłyszalam czuły głos Jezusa.
“Tak! Tak! Tak!”- potwierdziłam z entuzjazmem.
Poczułam słodki pocałunek na sercu moim. Potem wróciło do ciała.
“Kocham cię Monisiu! Maleńka nasza! Kocham i jestem bardzo dumna z ciebie!” – wyszeptał głos kobiety migotliwy i dźwięczny niczym dzwoneczki. Poczułam na policzku delikatny i czuły pocałunek.
Światło znikło. Otworzyłam oczy… Jezus patrzył we mnie rozpromieniony cały! Uśmiechałam się do Niego radośnie! Uszczęśliwiona cała!
RZEKA ŁASK
Jezus nakarmił mnie Swoim Ciałem i tulił do SERCA Swego. Patrzył we mnie wzruszony i poruszony cały. Leżałam w Jego objęciach tańcząca bardzo i bardzo zmęczona.
“Kochany mój Jezu… kochany mój…” – szeptało moje serce.
I nagle… Oblicze umiłowanego mojego się zmieniło! Zobaczyłam, że jest On cały w ranach i cierpiący bardzo!
“Co Ci mój Jezu?!”
“Tańczę wraz z tobą za twoje Dzieci, maleńka Moja!” – wyszeptał Jezus łagodnie.
Rzuciłam się Jezusowi na szyję i przytuliłam się do Niego!
“Dziękuję mój Jezu! Dziękuję!”
“Dla ciebie wszystko, Monisiu!”
“Dla Ciebie wszystko Jezuniu!”
Ujęłam Jego głowę w swoje dłonie i położyłam ją na sercu moim. Otuliłam mojego umiłowanego całą sobą…
“Uwielbiam twe serce maleńka. Jasne, dobre i niewinne. Uwielbiam!” – wyszeptał Jezus ogniście. I dodał:
“Z Mego SERCA do serca twojego płynie Rzeka Łask! Szeroka i wielka jak autostrada! Rzeka Łask!”
Słuchałam słów mojego ślicznego z lubością…
CIESZĘ SIĘ!
Patrzyłam w mojego ślicznego Jezusa… Umiłowany jaśniał, błyszczał dziwnym, ciepłym swiatlem! Promieniał cały! Patrzył we mnie płonący cały miłością i zachwytem! Uśmiechałam się do Niego od ucha do ucha! Szczęśliwa i zakochana cała! Jezus nakarmił mnie Swoim Ciałem i tulił do SERCA.
“Jakiś Ty piękny! Jaki piękny…” – szepnęłam z entuzjazmem.
Światło opromieniające Jezusa otoczyło i wypełniło mnie…
“Wiesz mój Jezu…” – szepnęłam. I zaczęłam opowiadać:
Wczoraj na Mszy świętej przyjęłam Komunię.
– Witaj Jezu kochany w moim sercu! – szepnęłam z radością. I usłyszalam ciepły i pełen miłości szept:
-Ja zawsze jestem w twym sercu, Monisiu kochana!
Patrzyłam w mojego umiłowanego z uwielbieniem…
“Już któryś raz tak mam. Nie chcesz, żebym Cię Jezu witała?”
Jezus uśmiechnął się do mnie z czułością…
“Zawsze jestem w sercu twoim, maleńka. Nie musisz Mnie witać. Ciesz się! Ciesz się Moją obecnością! Ciesz się naszym zjednoczeniem, naszym zanurzeniem w sobie nawzajem! Ciesz się naszą miłością! Mną się ciesz, maleńka Moja!”
“Cieszę się! Cieszę się Tobą, mój słodziutki! Cieszę się!!!!”
“Cieszę się Moją maleńką! Cieszę się! Ogromnie! Niezmiernie! Cieszę!”
Jezus uniósł się wielką radością! I zaczął tańczyć w Komnacie Naszej Miłości! Tańczył ze mną na rękach!
Tańczył z wielką Miłością! A nasze serca rozmawiały o jednym z moich najmłodszych Duchowych Dzieci.
PODOBIEŃSTWO
Leżałam wtulona w umiłowanego mojego Jezusa. Tańcząca bardzo leżałam. Mój słodki Jezus obejmował mnie całą. Tulił mocno do Siebie. Patrzył we mnie płonący cały miłością i zachwytem!
“Pragnę ciebie, Monisiu!” – wyszeptało SERCE Najdroższe.
“Pragnę Ciebie Jezuniu!”
“Uwielbiam cię Monisiu!”
“Uwielbiam Ciebie Jezuniu!”
Wyciągnęłam rękę i delikatnie zaczęłam dłonią dotykać policzek Jezusa i głaskalam go z czułością.
“Jakiś ty piękna! Jak piękna!” – wyszeptał Jezus z ogniem.
“Bo podobna do Ciebie!” – uśmiechnęłam się do Jezusa od ucha do ucha. Głaskalam policzek umiłowanego… I nagle wyrwało mi się z głębi serca:
“Jaki Ty piękny! Przepiękny!”
“Bo podobny do ciebie maleńka Moja!”
“Podobny do mnie?! Przecież to ja jestem podobna do Ciebie!” – aż krzyknęłam.
“A jaka to różnica?” – spytał Jezus łagodnie.
“No jest różnica! Bo przecież to Ty mnie stworzyłeś na Swoje podobieństwo i…”
Nie dokończyłam! Jezus zamknął mi usta pocałunkiem. Słodkim i czułym i gorącym.
“Ja żadnej różnicy nie widzę!” – Jezus promieniał cały. Patrzyłam w Niego zdumiona! I pomyślałam, że On nie patrzy na różnice, ale na podobieństwo. Że jest do mnie podobny bo ja jestem podobna do Niego!
“Właśnie tak, Monisiu kochana. Właśnie tak!” – wyszeptało SERCE Najdroższe.
Jezus patrzył we mnie. I ja w Niego patrzyłam. I już niczego nie potrzebowałam. Przestałam myśleć. Leżałam zanurzona w Miłość. Zanurzona w Jezusie…
TYLKO JEZUS!
Jezus nakarmił mnie Swoim Ciałem. Trzymał mnie w objęciach i patrzył we mnie płonący cały miłością i zachwytem… Objęłam mojego umiłowanego i wtuliłam się w Miłość. Położyłam głowę na Jego SERCU. Jezus objął mnie całą i przytulił mocno do Siebie. Przylgnęliśmy do siebie nawzajem. Bóg i dusza. Stworzyciel i stworzonko. Potężny i maleńka… Trwaliśmy razem SERCE przy sercu… Mój słodki Jezus przenikał mnie.
“Jak dobrze mi w Tobie mój śliczny Jezuniu! Przy Tobie wszystkie ludzkie sensy i bezsensy są bez sensu… Tylko Ty jesteś jedynym prawdziwym Sensem! W Tobie ból i cierpienie zmienia się w taniec! Pełen miłości, ognisty, szalony taniec! W Tobie smutki i radości są Twoim uśmiechem! Giną w cudnym Twym uśmiechu. W Tobie mogę wszystko. Nawet, a raczej przede wszystkim to co niemożliwe! W Tobie pragnień już nie ma. Ty jesteś jedynym Pragnieniem. Jesteś spełnieniem pragnień! W Tobie… nic już nie ma. Jesteś TY i nic więcej! Tylko Ty, mój śliczny Jezuniu! Tylko Jezus!” – szeptało moje serce.
Jezus tulił mnie w Sobie. Z Miłością.
CAŁUJĘ…
Jezus nakarmił mnie Swoim Ciałem i tulił do SERCA. Leżałam w Jego objęciach tańcząca bardzo… Umiłowany mój pochylał się nade mną z tkliwością i patrzył tylko we mnie zakochany i zachwycony cały!
“Rozpuszczasz mnie, kochany! Rozpieszczasz! Jak tak dalej pójdzie to niedługo na głowę Ci wejdę!!!” – zaśmiałam się perliscie.
Jezus zaśmiał się cudownie!
“A wchodź do woli, maleńka!”
“Mogę?!”
Smialismy się oboje! Głośno i radośnie!
“I ty Monisiu kochana Mnie bardzo rozpieszczasz! Też ci na głowę wejdę!”
“Wchodź choćby i teraz, mój śliczny Jezuniu!”
Jezus patrzył we mnie płonący cały miłością i poruszony niezmiernie…
“Jak mogę Ci usłużyć, kochany mój?” – spytałam z mocą.
“Całuj Mnie maleńka. Pragnę twych pocałunków!”
Zbliżyłam twarz do Jezusa i zaczęłam całować… I nagle zaczęły się pokazywać rany na Jego Ciele… a ja je całowałam. Pokazywały się rany, jakby umiłowany mój odkrywał się przede mną. Odsłaniał… Całowałam rany Jezusowe z miłością, czułością i namaszczeniem… Ciągle całuję.
ŻYJĘ!!!
Jezus nakarmił mnie Swoim Ciałem i wyszeptał ogniście:
“Jestem z ciebie bardzo dumny, Monisiu. I bardzo ci dziękuję!”
“A za co?” – zaśmiałam się perliscie. Domyślałam się!
“Dowiesz się później od swojej córeczki!”- Jezus promieniał cały uśmiechem.
“Ok!”
Umiłowany mój patrzył we mnie głęboko. Jego spojrzenie przenikało mnie na wskroś!
“Żyjesz w świetle Mego spojrzenia…” – wyszeptał gładząc mój policzek.
“I w Twoim uśmiechu!”
“W uśmiechu też, oczywiście!” – Jezus wyglądał na bardzo uradowanego, że to powiedziałam.
Położyłam dłoń na SERCU umiłowanym.
“Żyję w biciu Twego SERCA…”
Potem położyłam dłoń na ustach Oblubieńca.
“Żyję w mocy Twego Słowa…”
Potem zaśmiałam się wesoło!
“I żyję w czuprynie Twoich włosów!”
Jezus uśmiechnął się do mnie cudownie! A ja ujęłam Jego dłoń w swoje dłonie i ucałowałam ją serdecznie!
“Żyję w Twoich dłoniach, po prostu!”
Umilkłam. Jezus pochylił się nade mną. Zbliżył Swą twarz do mojej twarzy i patrzył we mnie płonący!
“Żyję w blasku twego spojrzenia… Żyję w twoim uśmiechu… Żyję w biciu twojego serca… Żyję w twoich słowach… Żyję w tobie całej, maleństwo Moje!”
Patrzyłam w mojego Jezusa poruszona i wzruszona cała… Umiłowany wyszeptał:
“JA żyję w tobie, a ty we MNIE żyjesz, Monisiu kochana!”
“Żyję, bo Ty we mnie żyjesz! Gdybyś we mnie nie żył, pewnie bym żyła, ale co to by było za życie… Nie życie!”
“Gdybyś we MNIE nie żyła, JA nie żył bym w tobie…”
Patrzyliśmy w siebie nawzajem z miłością, zachwytem i uwielbieniem… Mój słodki Jezus i ja.
Gdy piszę te słowa wiem, że ta cała rozmowa była jednym wielkim podziękowaniem umiłowanego… I szczęśliwa jestem, że Go sobą nie zasloniłam!
MIŁOŚĆ I UWIELBIENIE
Jezus nakarmił mnie Swoim Ciałem. Leżeliśmy obok siebie, twarz przy twarzy,, SERCE przy sercu… Umiłowany mój Jezus obejmował mnie z tkliwością. Dotykał dłonią delikatnie mój policzek i głaskał go z czułością i namaszczeniem wielkim… Głaskał… Serce miałam pełne trosk. Ale gdy tylko spojrzałam Jezusowi w oczy, wszystkie one znikły. Zatonęły w Jego miłosiernym spojrzeniu. Nie liczyło się już nic. Liczył się tylko mój śliczny Jezus!
“Uwielbiam cię, maleńka Moja!” – wyszeptał Jezus ogniście.
“Uwielbiam Ciebie, Jezu mój Maleńki!” – szepnęłam z mocą.
Jezus głaskał mój policzek. A ja rozmyślałam…
“Miłość rodzi uwielbienie! Nie można kochać nie uwielbiając. A uwielbienie rozpala miłość! Podsyca ją! Jedno bez drugiego nie istnieje. Nie ma miłości bez uwielbienia, nie ma uwielbienia bez miłości! Miłość bez uwielbienia nie jest prawdziwa, autentyczna. Podobnie uwielbienie bez miłości. Uwielbienie sprawia, że pragnę kochać bardziej i głębiej i pełniej. Sprawia, że miłość wybucha, rozkwita. Ciągle na nowo!”
Tak rozmyślałam. Umiłowany mój patrzył we mnie płonący i rozpromieniony cały!
“Uwielbiam Ciebie, Jezu mój śliczny!” – szeptało moje serce.
“Uwielbiam cię, piękności Moja maleńka!” – szeptało SERCE Najdroższe.
W Komnacie Naszej Miłości rozsiewał się zapach uwielbienia…
WYPEŁNIONA JEZUSEM
Jezus mój śliczny nakarmił mnie Swoim Ciałem. Trzymał mnie w objęciach i tulił do SERCA Swego. A jednocześnie byłam przekonana, że leżę na jakimś mięciutkim i wygodnym posłaniu…
“Komnata Naszej miłości…”-szepnęłam rozmarzona.
“Taaak…” – wyszeptał Jezus rozmarzony bardziej ode mnie i rozpromieniony cały.
“Wiesz mój Jezu?”
“Mhmm…?”
“Ja bym tego nie wymyśliła!”
“Wiem maleńka! Dlatego też Ja to wymyśliłem!”
Śmialiśmy się oboje głośno i jasno i perliście!
“Połóż się przy mnie, mój śliczny! Połóż się… proszę! Jeśli chcesz…” – szepnęłam z miłością.
Jezus jakby tylko na tę moją prośbę czekał. W sekundę położył się przy Swojej maleńkiej, przy mnie. A jednocześnie wciąż trzymał mnie w objęciach. Więc niby nic się nie zmieniło, a jednak zmieniło się wszystko! Leżeliśmy, tańczący i szczęśliwi bez granic! Mój Jezus i ja. Dotykałam dłonią brodę umiłowanego i robiłam loczki. Jezus uśmiechał się do mnie cudownie! A Komnata Naszej Miłości była Nim wypełniona. Była wypełniona Jezusem! Jak ja…
DLA PRZYJEMNOŚCI
Jezus nakarmił mnie Swoim Ciałem. Leżałam w Jego objęciach tańcząca bardzo. Dłonią dotykałam brody umiłowanego mojego i robiłam loki.
“Podoba ci się to, prawda, Monisiu kochana?” – spytał Jezus z cudnym uśmiechem.
“Podoba!”-szepnęłam z mocą.
“Mnie także bardzo się podoba!” – wyszeptał mój umiłowany z zachwytem.
Nagle poczułam się bardzo zmęczona… Bez sił. Jezus natychmiast chwycił mnie mocniej w dłonie i ułożył mnie na SERCU. Ale jakby głębiej… Od razu poczułam się u siebie!
“Odpocznij teraz we Mnie, maleństwo Moje!”
Uśmiechnęłam się do Jezusa błogo…
“A gdzie jesteśmy, kochany?”
“Wszystkiego się dowiesz, maleńka. Wszystko ci opowiem, wytłumaczę. Odpocznij kochana teraz.”
“Ale…”
Umiłowany mój widząc, że nie odpuszczę tak szybko, wyszeptał:
“Jesteśmy w SERCU Moim.”
“Wiem, że w SERDUSZKU, ale gdzie? Czuję się u siebie!”
“Jesteś u siebie, maleńka. Jesteśmy w Komnacie Naszej Miłości” – umiłowany poddał się całkowicie.
“W Komnacie NASZEJ Miłości?!!”
Jezus uśmiechnął się do mnie cudownie! Promiennie! Odwzajemniłam uśmiech.
Pomyślałam, że już nie potrzebuję stokrotkowych łąk, zapachów, komnat naszej miłości… ale tak jakoś przyjemnie.
Jezus, który zna moje myśli, uśmiechnął się do mnie z czułością.
“Wiem, że nie potrzebujesz, Monisiu. Pokazuję ci to wszystko właśnie dla naszej przyjemności…”
Uśmiechnęłam się do Jezusa od ucha do ucha! Z lubością…
ZAPACH TAŃCA
Jezus trzymał mnie w objęciach Swoich i patrzył we mnie rozpromieniony cały! Ja uśmiechałam się do mojego ślicznego od ucha do ucha!
“Nie dałaś się sprowokować, maleńka Moja!”
Zaśmiałam się perliscie!
“Piękna Moja! Zapraszam Cię do tańca!” – wyszeptał Jezus z ogniem.
Skłoniłam głowę szczęśliwa cala… Umiłowany mój ujął moją dłoń i gdzieś prowadził. Szliśmy w półmroku i w milczeniu. Nagle nastało światło… I moim oczom ukazało się jakby morze stokrotek! Nie widziałam gdzie się zaczynała ta łąka, morze, ani gdzie kończyło… Oświetlało je wieeeeelkie, jasne Słońce! Wszystko to było zachwycające, ale najbardziej zachwycający był zapach! Zapach stokrotek… Piękny, zniewalający, orzeźwiający… Całe powietrze było nim wypełnione!
“Jaki piękny zapach! Przecudny!” – szepnęłam podekscytowana.
Jezus uśmiechnął się do mnie tajemniczo.
“Przepiękny, prawda?” – wyszeptał z lubością.
“Bajeczny!”
Jezus spojrzał we mnie głęboko. Jego spojrzenie przenikało mnie na wskroś! Bardziej niż zwykle! Aż się przestraszyłam!
“To zapach twojego tańca, Monisiu!”
Zaniemówiłam!
“Zapach mojego tań…???!!”
Byłam oszołomiona. Nie wyobrażałam sobie, że mój taniec może pachnieć… ani, że az tak…
“Tak maleńka. Tak pachnie twój taniec! Cudownie, prawda?” – spytał Jezus z cudnym uśmiechem.
Pokiwałam głową, że tak. Patrzyłam onieśmielona w mojego Jezusa. I szczęśliwa niezmiernie… Mój słodki patrzył we mnie jak w obrazek. Nagle… porwał mnie do tańca! Lekkiego, zwiewnego. I pachnącego!
PACHNIEĆ JEZUSEM!
Leżałam w objęciach Jezusa tańcząca bardzo! Umiłowany mój Jezus tulił mnie do SERCA i patrzył we mnie głęboko. Zakochany i poruszony niezmiernie… Dotykałam dłonią Jego policzek i głaskalam go z czułością. Patrzyliśmy w siebie nawzajem uśmiechnięci do siebie promiennie…
“Jakaś ty piękna, Monisiu! Coraz piękniejsza!” – wyszeptał Jezus ogniście.
“Dziękuję mój Jezu kochany! Jeśli jestem piękna to tylko dzięki Tobie! Ty Sam jesteś piękny i mnie Sobą upiększasz. Rozsiewasz piękno jak ziarno! Rosną z nich kwiatki. Malutke, ale pachnące pięknie!” – szepnęłam, ale wiedziałam, że nie są to moje słowa.
Jezus mój śliczny wpatrywał się we mnie płonący.
“Ty, maleńka Moja jesteś właśnie takim kwiatkiem. Niewielkim, ale pachnącym Mną! Tak Monisiu! Rozsiewasz mój zapach, kochana! Pachniesz Mną!”
Aż podskoczyłam z radości!!!
“Pachnieć Jezusem! Jakie to piękne! Pachnieć Jezusem!!!”
Patrzyłam w mojego Jezusa z miłością i uwielbieniem…
ZACZEKAMY!
Jezus nakarmił mnie Swoim Ciałem i tulił do SERCA Swego. Ja układałam umiłowanemu loczki z brody i patrzyłam Mu w oczy z zachwytem.
“Znasz mnie! Znasz, mój śliczny! Znasz mnie do szpiku kości! Bardziej niż ja sama siebie! Ty mnie znasz!!!” – szepnęłam z mocą i entuzjazmem.
Jezus patrzył we mnie ogniście! Jego spojrzenie przenikało mnie na wskroś…
“Znam, maleńka Moja! I pragnę, abyś i Ty Mnie poznawała! Wciąż bardziej i głębiej!”
“Już Cię Jezu chyba troszkę znam! Pozwalasz mi się poznawać. Odkrywam Cię i zachwycam się Tobą coraz bardziej i bardziej…!”
“Daję ci się poznawać Monisiu kochana! A pomyśl co to będzie jak pójdziesz do Mnie na rączki! Wtedy ci się pokażę Takim jakim Jestem. I będziesz mnie odkrywać całą wieczność!” – wyszeptał Jezus rozpromieniony Miłością.
“Nie mogę się już doczekać!”
“Ja także! Nie mogę się doczekać!”
“Ty nie możesz się doczekać?! To dlaczego mnie nie…”
“Jesteś Monisiu Mi jeszcze tu potrzebna. Wezmę cię we właściwym czasie!”
Uśmiechnęłam się do Jezusa od ucha do ucha!
“Rozumiem. Oboje się nie możemy doczekać! Ale nic to. Zaczekamy!”
“Zaczekamy!”- Jezus uśmiechał się do mnie cudownie…
PRAWDA
Jezus nakarmił mnie Swoim Ciałem i tulił do SERCA Swego… Leżałam w Jego objęciach tańcząca bardzo. Umiłowany moj Jezus obejmował mnie z tkliwością niesamowitą i patrzył we mnie płonący cały miłością i poruszony niezmiernie…
“Wiesz mój Jezu? Czasem nachodzi mnie myśl, że to wszystko to kłamstwo. Że okłamuję siebie i innych! Że wiem o tym! Że robię to złośliwie, perfidnie, z premedytacją! Wtedy myślę sobie, że Ty, Twoja obecność, miłość jaką od Ciebie dostaję jest prawdziwa! To wszystko prawda. I tamta myśl znika! Ucieka!”-szepnęłam z mocą.
Jezus patrzył mi w oczy głęboko. Jego spojrzenie przenikało mnie na wskroś!
“To prawda, Monisiu kochana! Ja jestem Prawdą. Nie okłamywałbym ciebie! Moja obecność i miłość nad Tobą jest Prawdą. Me SERCE, otwarte dla ciebie, twoja Własność, jest Prawdą. Fakt, że trzymam w objęciach i tulę do SERCA jest Prawdą. Moja męka, śmierć i Zmartwychwstanie jest Prawdą. I ty jesteś Prawdą! Gdybym był kłamstwem i ty byś nim była. Gdyby nie było MNIE i ciebie by nie było!”
“Wiem, kochany mój Jezu! Wiem! To dlaczego ta myśl mnie nachodzi, przeszkadza i męczy?”
“Zlemu ta PRAWDA baaaaaardzo przeszkadza. Dlatego.”
Jezus milczał chwilę. Potem uśmiechnął się do mnie cudownie i powiedział:
“Pragnę ciebie, miłości Moja! Pragnę ciebie, Monisiu kochana!”
“Pragnę Ciebie, Miłości moja! Pragnę Ciebie, Jezu mój umiłowany!” – szepnęłam ogniście.
Jezus, mój śliczny zanurzał mnie w Sobie, zatapiał w Miłości. I czynił z Sobą jedno.
MOJE ŻYCZENIA
Jezus nakarmił mnie Swoim Ciałem i tulił do SERCA Swego. Patrzył we mnie rozpromieniony cały!
“Dziś twe święto, maleńka Moja! Czego sobie życzysz?” – spytał Jezus z cudnym uśmiechem.
Zaśmiałam się perliscie!
“Moje imieniny, a Ty mój śliczny pytasz czego sobie życzę?!”
Jezus skinął głową twierdząco rozpromieniony Miłością.
“Życzę sobie, żeby moje Duchowe Dzieci były coraz bliżej Ciebie! Bliżej niż ja!”
Patrzyłam w mojego Jezusa z uwielbieniem…
“A dla siebie czego sobie życzysz?”- umiłowany mój nie dawał za wygraną.
“No, właśnie tego!” – szepnęłam uśmiechając się do Jezusa od ucha do ucha. I dodałam:
“Ale ok. Życzę sobie, żeby w dzień było słońce!”
“A jak będzie deszcz, to co?” – zaśmiał się Jezus cudownie.
“To też dobrze! Roślinki potrzebują deszczu!” – zaśmiałam się wesoło.
Jezus patrzył we mnie wyczekująco.
“Życzę sobie, abyś mógł zawsze był w moim sercu. Pogoda czy niepogoda na zewnątrz. Najważniejsze jest słońce w sercu. A moim Słońcem Ty jesteś, mój Jezu!”
“Pięknie powiedziane, Monisiu!”
“I jeszcze sobie życzę Twoich pocałunków! Uwielbiam je!”
Jezus zbliżył Swoją twarz do mojej twarzy i patrzył we głęboko. Przenikliwie.
“Twoje życzenia są Moim pragnieniem!” – wyszeptał poruszony niezmiernie.
I zaczął mnie całować. Słodko i gorąco i śmiało… Jak Oblubieniec całuje Swą Oblubienicę.
I wciąż mnie całuje…
LOCZKI
Leżałam w objęciach Jezusa szczęśliwa cala! Umiłowany mój Jezus tulił mnie do SERCA i patrzył we mnie płonący cały miłością i zachwytem. A ja dotykałam dłonią Jego brody i robiłam loki…
“Jeśli Ci kochany to przeszkadza, albo denerwuje, albo boli to od razu mów! Przestanę!”
Jezus uśmiechnął się do mnie cudownie.
“To tworzy między nami jeszcze większą zażyłość, poufałość, Monisiu kochana!”
“Taaak!” – szepnęłam zaskoczona odkryciem.
Nie spodziewałam się, że może być jeszcze większa poufałość miedzy nami. A tu okazuje się, że może!
“Całe życie dokądś biegłam. Albo chciałam uciec przed czymś. Pędziłam nie wiedziałam dokąd. Teraz już nie uciekam, nie gonię. Leżę sobie w Twoich ramionach, Ty mnie tulisz do SERCA. A ja bawię się Twoją brodą! Uszczęśliwiasz mnie, mój Jezu! Jest mi w Tobie dobrze. Po prostu dobrze! Jak w Domu. Jestem u siebie!”-szepnęło moje serce.
Nagle przez moją głowę i serce przeleciała myśl jak błyskawica: ‘Podał grzbiet swój bijącym i policzki rwącym Mu brodę!’ I szybko, automatycznie odrzuciłam rękę od brody umiłowanego mojego… Jezus ujął moją dłoń w Swe dłonie i ucałował ją gorąco. Potem położył na Swojej brodzie.
“To co innego, maleństwo Moje! Zupełnie coś innego!”
Uśmiechnęłam się nieśmiało. Znowu zaczęłam dłonią dotykać brodę Jezusa i układać loczki. Ale jakoś w tyle głowy brzmiała mi jeszcze tamta myśl. Zepsułam loki i pogłaskałam delikatnie brodę.
“Jednak naturalnie najlepiej!” – szepnęło moje serce.
Jezus przytrzymał moją dłoń.
“A Ja lubię loczki. Podoba Mi się!” – był cały rozpromieniony.
“Podoba Ci się? A gdzie je widzisz, kochany? Nie masz przecież lusterka!” – zaśmiałam się perliscie.
“Widzę je w twoich oczach, Monisiu!”- wyszeptało SERCE Najdroższe.
Jezus, mój śliczny patrzył we mnie ogniście. A ja uśmiechałam się do Niego od ucha do ucha. I robiłam loki z brody Jezusowej…
ISKIERKI
Leżałam w objęciach Jezusa tańcząca bardzo. Umiłowany mój nakarmił mnie Swoim Ciałem i tulił do SERCA Swego. Patrzył we mnie płonący cały miłością i zachwytem. Dotykałam dłonią Jego brody i robiłam loki. Uśmiechałam się do Niego od ucha do ucha!
“Cudownie wczoraj było! Dziękuję Ci mój Jezu!” – szepnęło moje serce.
“Dla ciebie wszystko, maleńka!” – wyszeptało SERCE Najdroższe.
Rozmyślałam… Wczoraj nagle i niespodziewanie wypadła mi wycieczka! Do Parku Mużakowskiego. Cudnie było! Piękny pałac, stare dęby i platany. Krzewy ozdobne, rododendrony i azalie, co prawda jeszcze nie rozkwitły, bo wiosna się opóźnia. Ale i tak było pięknie!
“A co ci się najbardziej podobało, Monisiu kochana?” – spytało SERCE Jezusa.
Uśmiechnęłam się do Jezusa od ucha do ucha!
“Iskierki! Promyczki na jeziorku! Błyskały się, świeciły, migotały! Tańczyły na jeziorku! Zastanawialiśmy się z tatą skąd się wzięły. Czy to może jakieś owady latały nad powierzchnia wody i odbijały promienie słońca, czy małe rybki pływały!”
“To były…” – wyszeptał Jezus. Nie pozwoliłam Mu dokończyć! Zamknęłam Mu usta pocałunkiem!
“Ciii… Nie mów mi! Nie mów mi, proszę kochany!”
“Nie chcesz wiedzieć co to było, maleńka?! Dlaczego?!”
“Bo by straciło aurę tajemniczości! Chcę wierzyć, że to niespodzianka od Ciebie dla mnie!”
Jezus uśmiechnął się do mnie cudownie!
“Oczywiście, że ode Mnie dla ciebie!”-wyszeptał z ogniem i dodal:
“Ty Monisiu jesteś taką iskierką na morzach życia swoich Duchowych Dzieci!”
Patrzyłam w mojego Jezusa z uwielbieniem…
BEZ SŁÓW
Leżałam w objęciach Jezusa uśmiechając się do Niego radośnie. Dotykałam dłonią policzek ślicznego mojego i głaskalam go z czułością.
“Wiesz mój Jezu? Coraz częściej nie potrzebuję z Tobą rozmawiać. Nie dlatego, że nie chcę, albo, że nie mam o czym! Chcę i mam! Nie potrzebuję z Tobą rozmawiać, bo… Pragnę być z Tobą. Po prostu być! W milczeniu. Być!”
Umiłowany mój Jezus patrzył we mnie płonący! Z lubością patrzył!
” Wypowiedziałaś Moje pragnienie, maleńka! Pragnę z tobą być! Rozumiemy się bez słów, prawda?!”-wyszeptał z tkliwością niesamowitą.
Pokiwałam głową twierdząco. Wpatrywalam się w Jezusa… I zrozumiałam, że mój śliczny zaprasza mnie do jeszcze większej bliskości i intymności.
“Chcesz…?!” – szepnęłam nieśmiało.
“Pragnę, Monisiu kochana! Pragnę!” – wyszeptał Jezus ogniście.
“Pragnę!” – szepnęłam zachwycona.
Patrzyliśmy w siebie nawzajem głęboko. Z miłością…