Jezus nakarmił mnie Swoim Ciałem i tulił do SERCA Swego.
„Co ci maleńka Moja się nie podobało na wyjeździe?” – spytał takim tonem, że wiedziałam, że Jemu też coś się nie podobało.
„Wszystko mi się podobało!” – szepnęłam bez zastanowienia.
Jezus spojrzał we mnie głęboko…
„A jednak jest coś co ci się nie podobało!” – wyszeptał z naciskiem.
„Aaa! To! Rzeczywiście mi się to nie podobało. Ale to ludzka wpadka…”
„Opowiedz proszę o tym!”
Kiwnęłam głową, że dobrze i zaczęłam opowiadać:
„W Krakowie byłam już kilka razy. I zawsze kiedy musiałam skorzystać z toalety, chodziliśmy do Sukiennic. Tam była toaleta na parterze, co prawda niezbyt przystosowana dla osób niepełnosprawnych, ale duża i wygodna. Ostatnio jak byłam osiem lat temu, tam trwał remont. I teraz byłam pierwszy raz po remoncie. Przychodzimy, tata otworzył drzwi… A tam schody w podziemia! Duuuużo schodów. Ale widzimy, że jest też złożona platforma dla wózków. To znaczy, że mogę zjechać na dół.
– Poczekaj, pójdę zobaczyć – powiedział tata. Zostawił mnie przy drzwiach, a sam poszedł na dół, w podziemia. Długo go nie było. Potem mi opowiadał, że pani, która brała opłaty za skorzystanie z toalety, nie chciała pomóc mi zjechać platformą. Kazała iść na ul. Staszica, 1,5 km dalej, potem tłumaczyła, że ma w kasie dużo pieniędzy i musi ich pilnować. A kiedy tata nie dawał za wygraną, widząc, że się go nie pozbędzie, łaskawie zaczęła rozkładać platformę. Kiedy ją rozłożyła, okazało się, że platforma zajmuje całą szerokość schodów. I kiedy będę zjeżdżać na dół i wjeżdżać na górę, nikt inny nie będzie mógł skorzystać z toalety.
– Uwaga! Uwaga! Proszę wszyscy zejść ze schodów! Pani na wózku inwalidzkim chce skorzystać z toalety! Schody zablokowane! Proszę nie wchodzić na schody! – wrzeszczała pani na cały Kraków. Niektórzy ludzie uciekali w popłochu. Inni nie słuchali tych wrzasków. Pani wrzeszczala jeszcze glosniej:
– Ile razy mam powtarzać!!! Nie wchodzić na schody! Pani na wózku zjeżdża!!!
Tak wrzeszczała na cały Kraków. A ja ustawiona na platformie zjeżdżałam sobie jak królowa… Jak królowa?! Nie! Cała byłam w strachu. Platforma się trzęsła, najgorzej było na zakrętach! Nie wiem już z tego wszystkiego ile było tych zakrętów, jeden czy dwa. Pani sztorcowała ludzi co chwilę! W końcu zjechałam szczęśliwie na dół. Skorzystałam z toalety. I znowu pani obsługująca platformę zaczęła krzyczeć:
– Wszyscy pod ścianę! Będę rozkładać platformę!
Ludzie posłusznie aż przytulili się do ściany.
– Aaaa… To pani na wózku będzie wjeżdżać windą… – dziwił się młody człowiek.
– A co myślałeś? Że teleportuje się, czy jak? – spytał będąca z nim dziewczyna.
Rozbawiły mnie jej słowa, zaczęłam się śmiać! Dziewczyna śmiała się również. Wśród krzyków pani „Wszyscy ze schodów! Niepełnosprawna wjeżdża na górę!!!” i wstrząsów platformy na zakrętach dotarłam na górę. Odetchnęłam z ulgą. Wiedziałam, że skorzystałam z tej toalety pierwszy i ostatni raz. Nie chciałam innym blokować schodów. Nie chciałam też, żeby cały Kraków wiedział, że muszę skorzystać z toalety! Cały ten pomysł architektoniczny z platformą i toaletą dla niepełnosprawnych w podziemiach to jedna wielka porażka.”
Patrzyłam w Jezusa…
„Ja to lubię po cichu, po cichutko… Normalnie, wiesz mój Jezu, prawda?” – szepnęłam uśmiechając się do Jezusa od ucha do ucha.
„Wolałabyś się stamtąd teleportować? – zaśmiał się Jezus perliscie.
„A wiesz, że tak!”
Smialismy się głośno i dźwięcznie. Mój słodki Jezus i ja.