Jezus nakarmił mnie Swoim Ciałem i tulił do SERCA Swego.
“Jesteś moim Słońcem, moim Słoneczkiem, mój Jezu. A ja jestem rośli…”
“Jesteś Moim Promieniem, Moniko kochana. Moim Promyczkiem, który posyłam do świata!”
“A ja myślałam, że jestem roślinką, która ogrzewa się w blasku Twojego światła.”
Jezus patrzył we mnie ogniście!
“Ty jesteś Moim światłem, Moim Promieniem, który posyłam do świata. Żeby go rozpalił, rozjaśnił i ogrzał. Co jakiś czas wysyłam do świata takie Promienie! Była nim Faustyna…”
Teraz ja przerwałam Jezusowi gwałtownie!
“I mój Przyjaciel, Ojciec Pio! I Dzieci z Fatimy!”
Jezus kiwał głową potakując.
“I ja wśród nich… Nigdy w ten sposób o sobie nie myślałam…”
Jezus uśmiechnął się do mnie z czułością.
“To tak, jak z twoim pięknem! Nie chciałaś go w sobie zobaczyć, ani uznać.”
“Tak. A Ty uparcie i wytrwale pokazywałeś mi je. I teraz wiem, że jestem piękna!”
Jezus zbliżył twarz do mojej twarzy i wyszeptał wprost do mego serca:
Pamiętaj, Moniko: Mój Promień ma obowiązki! Masz dawać światło i ciepło mrocznemu, zimnemu światu!”
Zasalutowałam jak żołnierz!
“Tak jest, moje Słońce!”
Jezus jeszcze bardziej zbliżył twarz do mojej twarzy i mnie pocałował. Pocałował mnie jak Oblubieniec całuje Swą oblubienicę. Ogniście, namiętnie i słodko.
“Ogrzewaj świat Moją Miłością, Mój słodki Promieniu!” – wyszeptał Jezus żarliwie.
Wciąż mnie całował. Płonęłam cała Jego Miłością…
PROMIEŃ!
Category: (NIE) MOJE MYŚLI