Obudziłam się… Obudziłam się i leżałam z zamkniętymi oczyma. Jezus pochylał się nade mną i obejmował mnie z czułością i tulił do SERCA Swego. Zbliżył Swą twarz do mojej twarzy i zaczął mnie całować. Całował jak Oblubieniec całuje Swą oblubienicę. Słodko, ogniście i namiętnie. Całując zanurzał mnie w sobie. Bardziej i głębiej…
SERCE Najdroższe uśmiechało się do serca mego, a moje serce odwzajemniało uśmiech.
Miłość i pokój Jezusa zalewały mnie i obezwładniały. Ogrzewałam się w blasku Jego miłości. Rozpływałam się… On, Słońce moje jaśniał nade mną i przenikał mnie całą! Do głębi! Bez Jezusa, bez umiłowanego mojego byłam niczym. Byłam nędzną, martwą duszą potrzebującą pomocy. Marność nad marnościami!!! Tylko w Jezusie i przez Jezusa jestem kimś! Tylko ON przez Swoją Miłość i Miłosierdzie nadaje sens mojemu istnieniu. Nadaje mi tożsamość i godność! Tożsamość i godność Bożego dziecka.
Jezus wciąż mnie całował. A nasze serca biły razem w jednym rytmie:
“Ko – cham cie – bie! Ko – cham cie – bie! Ko – cham cie – bie!”
Z SERCA Jezusa wyszła Hostia i weszła do serca mego.
Jezus promieniał nade mną i we mnie…
TOŻSAMOŚĆ I GODNOŚĆ
Category: (NIE) MOJE MYŚLI