UFNOŚĆ MIMO ZMARTWIEŃ
Jezus trzymał mnie w objęciach i patrzył we mnie… Rozpromieniony cały Miłością! Oczy Mu błyszczały… wzruszeniem… Patrzył we mnie głęboko… A Jego spojrzenie przenikało mnie na wskroś!
„A nie mówiłem ci Monisiu, że wszystko będzie dobrze?!”
Ujęłam Jego dłoń w swoje dłonie i ucałowałam ją serdecznie!
„Mówiłeś! Dziękuję, kochany! Dziękuję!” – szepnęłam z mocą i wdzięcznością.
I znów ucałowałam dłoń Jezusa.
„Wiesz, mój Jezu… Muszę się przyznać, że się martwiłam… Ale ufałam! Mimo zmartwienia… Ufałam. I się martiłam…”
Jezus uśmiechnął się do mnie z tkliwością… Ujął moją twarz w Swe dłonie i patrzył we mnie płonący cały miłością…
„To naturalny ludzki odruch, że się martwisz, Monisiu. Moja MAMA też się martiła. Kiedy nie było dla Mnie miejsca w Betlejem. Kiedy Mnie zgubili w drodze powrotnej z Jeruzalem. Szukali Mnie wtedy z Józefem `z bólem serca' choć Mama wiedziała, że jestem Synem Boga i nic Mi się nie stanie. Wiele razy się w życiu martwiła. Ale mimo tego ufała Bogu. I ty ufasz! I widzisz jak działam. A twoje zaufanie do Mnie rośnie!”
Jezus umilkl. A ja patrzyłam tylko w Niego! Tylko w mojego ślicznego Jezusa patrzyłam! A Jezus dodał:
„Zmartwienia są i będą zawsze, Moniko. Chodzi o to, żeby ufać mimo wszystko! Na przekór zmartwieniom! Ufać!”
„Naucz mnie takiej ufnosci… Proszę!!!”
„Właśnie cię uczę, kochana Moja! Właśnie cię uczę!” – wyszeptał Jezus z cudnym uśmiechem.
Uśmiechnęłam się do Niego od ucha do ucha! A On nakarmil mnie Swoim Ciałem i tulił do SERCA Swego…